Biedna dziewczyna miała tylko 5 dolarów za randkę w ciemno — samotny ojciec i prezes firmy przy sąsiednim stoliku obserwowali ją i…
Biedna dziewczyna miała tylko 5 dolarów na randkę w ciemno. Samotny ojciec, prezes zarządu przy sąsiednim stoliku, obserwował ją i zapłacił za całą kolację.
W restauracji panował cichy gwar kolacji w środku tygodnia, rozbrzmiewała łagodna muzyka, kieliszki delikatnie brzęczały, sztućce stukały o porcelanę. Blask świec migotał na środku każdego stolika, rzucając ciepłe cienie na ciemne, drewniane boksy i granatowe obrusy. Nie było to pięciogwiazdkowe miejsce, ale było to najprzyjemniejsze miejsce, w jakim Haley kiedykolwiek była na randce.
Niepewnie weszła do środka, dzwonek nad drzwiami zadźwięczał, jakby oznajmiał jej przybycie nieco zbyt głośno. Jej dłonie wygładziły boki sukienki – vintage’owej, perłowej, dopasowanej w talii, której brzegi zaczynały się już strzępić. Należała do jej matki. Miała ją na sobie tylko raz, lata temu, na uroczystości ukończenia studiów. Dziś wieczorem była jak zbroja i nadzieja w jednym.
Zanim wyszła z mieszkania, Haley sprawdziła stan konta na pękniętym ekranie telefonu: czterdzieści siedem dolarów z drobnymi, żeby starczyło na tydzień. Benzyna, zakupy spożywcze i jakiś niespodziewany rachunek zawsze pojawiał się w najmniej odpowiednim momencie. I tak wyciągnęła z bankomatu jeden banknot pięciodolarowy – taki, który trzyma się w kieszeni na wypadek, gdyby samochód się zepsuł albo trzeba było wybierać między kolacją a podręcznikiem.
Mimo to przyszła.
Szkoła pielęgniarska nauczyła ją, żeby przychodzić przestraszona i mimo wszystko to robić. Dziś wieczorem nie chodziło o romans. Chodziło o to, żeby udowodnić sobie, że potrafi usiąść przy ładnym stoliku, odetchnąć i nie przepraszać za zajmowanie miejsca.
Tego popołudnia w swoim malutkim mieszkaniu zakręciła blond włosy, nakładając odrobinę makijażu, na który ledwo miała pieniądze. Jej usta miały delikatny różowy kolor.
Jednak jej zdenerwowanie nie dawało o sobie znać.
Podeszła gospodyni z uprzejmym uśmiechem.
„Rezerwacja dla Haley?” zapytała Haley głosem bardziej stanowczym, niż czuła.
„Proszę tędy.”
Podążyła za kobietą do małego stolika przy oknie. Światło nad nim delikatnie się jarzyło. Miała wrażenie, że czeka na jakieś wydarzenie.
Haley siedziała ostrożnie, ściskając torebkę na kolanach, z kolanami podciągniętymi pod stół. Spojrzała raz na zegarek: 18:45. Była piętnaście minut przed czasem.
Dobry.
Potrzebowała chwili, żeby odetchnąć.
Może — tylko może — tym razem będzie inaczej.
Rozejrzała się po pokoju, udając, że wygląda swobodnie, ale co kilka sekund jej wzrok padł na wejście.
Poznała go na aplikacji randkowej. Aarona. Wydawał się miły, troskliwy, nie nachalny. Jego wiadomości były krótkie, ale miłe. Kiedy zaproponował to miejsce, początkowo się wahała, ale w końcu się zgodziła. Minęły miesiące, zanim powiedziała „tak” komukolwiek.
Lata, jeśli miałaby być szczera wobec siebie.
Ostatnim razem, gdy próbowała się z kimś umawiać, skończyło się na SMS-ie z informacją, że jest zajęta – jakby jej marzenia były wadą. Potem łatwiej było jej być samej niż ciągle tłumaczyć, dlaczego nie może rzucić wszystkiego dla kogoś, kto nie chciał czekać. Więc kiedy zaczęły napływać wiadomości od Aarona – krótkie, uprzejme, spójne – coś w niej się rozluźniło. Nie fantazja. Po prostu ostrożne przekonanie, że może jednak istnieje jeszcze podstawowa życzliwość.
Przy stoliku niedaleko jej stolika mężczyzna w grafitowym garniturze mieszał w szklance szkockiej. Jego postawa była rozluźniona, ale oczy już takie nie były.
Ethan Blake właśnie opuścił długie spotkanie – jedno z wielu ostatnich – ale napięcie z tego dnia nie towarzyszyło mu aż do tej chwili. Zamiast tego, jego wzrok spoczął na młodej kobiecie stojącej przy oknie. Weszła z ogromną nadzieją i lekkim drżeniem.
Coś w niej przypominało mu przeszłość. Czasy, kiedy wierzył, że wszystko może zacząć się od spojrzenia przez stół.
Ethan nie przyjechał tu, żeby być zauważonym. Przyjechał tu, żeby odetchnąć. Spotkanie zarządu było brutalne – liczby, terminy, inwestorzy, którzy chcieli gwarancji w świecie, który nigdy ich nie oferował. A potem obiecał sobie jednego drinka w ciszy, zanim wróci do Lily i będzie udawał, że nie jest wyczerpany.
Miał trzydzieści osiem lat, był prezesem Blake Nutrition i nic z tego nie miało znaczenia o drugiej w nocy, kiedy Lily obudziła się po koszmarnym śnie, wołając mamę. Dwa lata temu pochował żonę i nauczył się, jak się poruszać, nie załamując się na oczach córki.
Kiedy więc zobaczył Haley wchodzącą do środka — pełną nadziei, zdenerwowaną, starającą się wyglądać, jakby była tu na swoim miejscu — coś w nim rozpoznało odwagę, jakiej wymagało po prostu to, żeby usiąść i poczekać.
Minęło piętnaście minut.
Potem trzydzieści.
Haley poruszyła się na krześle. Ponownie sprawdziła telefon. Żadnych wiadomości. Przewinęła ostatnią, którą wysłał wcześniej tego popołudnia.
Nie mogę się doczekać, aż Cię zobaczę dziś wieczorem.
Znów się do niego uśmiechnęła, jakby przypominając sobie, że to było prawdziwe.
O 7:15 wysłała szybką wiadomość.
Hej, jestem tutaj. Tylko się melduję.
Nadal nic.
Czekała. Za każdym razem, gdy ktoś wchodził, podnosiła wzrok. Starała się nie bawić za bardzo serwetką.
Zadzwoniła o 7:30.
Zadzwonił raz.
Poczta głosowa.
Do jej stolika delikatnie podszedł kelner.
„Proszę pani, czy chciałaby pani coś zamówić? Zaczynamy się zapełniać.”
Haley mrugnęła.
„Och, ja… właściwie to czekam na kogoś. Jeszcze tylko chwilę.”
Kelner skinął głową i odszedł.
Haley otworzyła swoją małą torebkę.
W środku znajdował się złożony banknot pięciodolarowy – jej fundusz awaryjny, szczerze mówiąc. Nie planowała zamawiać wiele, może herbaty, jeśli będzie musiała, ale miała nadzieję, że mężczyzna przyjdzie i zaproponuje wspólny posiłek.
Miała nadzieję na coś więcej.
Jej telefon zawibrował.
Wiadomość.
Otworzyła.
Wow, naprawdę poszedłeś. Tylko się z tobą droczyłem. Przepraszam, ale nie jesteś w moim typie. Nie warto brać Ubera.
Zaraz potem przyszła kolejna wiadomość.
Wydajesz się miły, ale serio, myślałeś, że naprawdę przyjdę?
Przez chwilę Haley miała pustkę w głowie, jak to się czasem zdarza tuż przed gwałtownym spadkiem ciśnienia u pacjenta – jakby świat się przechylił, a ty czekałaś, aż coś cię złapie. Pomyślała o biletach autobusowych w kieszeni płaszcza, o na wpół zużytej szmince, którą rozważała kupić, o tym, jak ćwiczyła uśmiech przed lustrem w łazience, żeby nie wyglądać na przestraszoną.
A teraz była tu — sama, na widoku, sprowadzona do żartu, który każdy mógł napisać kciukiem.
Przełknęła ślinę, nie dając mu nawet satysfakcji odpowiedzi.
Ekran jest rozmazany.
Zamrugała mocno, tłumiąc pieczenie.
Jej szczęka się zacisnęła.
Czuła wokół siebie ludzi – śmiejące się pary, kelnerów kręcących się w kółko, brzęk kieliszków – ale wszystko to zamieniło się w szum.
Jej palce zacisnęły się na serwetce.
Odmówiła płaczu.
Nie tutaj.
Ethan, wciąż siedzący nieopodal, uchwycił moment, w którym odłożyła telefon. Nie słyszał słów, ale widział już wystarczająco dużo. Widział, jak blada cera odpływa jej z twarzy. Widział, jak prostuje kręgosłup, jakby tylko on ją podtrzymywał.
I dostrzegł w tym wszystkim coś znajomego.
Bo kiedyś, dawno temu, on też czekał. Nie na pojawienie się dziewczyny, ale na kogoś, kto uwierzy, że jest wystarczający.
Haley siedziała nieruchomo przez dłuższą chwilę, drżąc palcami wokół serwetki na kolanach. Jej twarz była blada, a oczy suche, ale szkliste. W jej postawie było napięcie, które mówiło, że chciała zniknąć – skurczyć się na tyle, by przecisnąć się przez szczeliny w kafelkach podłogi.
Ethan obserwował wszystko z sąsiedniego stolika i nic nie mówił.
Nie miał zamiaru zostawać dłużej po kolacji, ale coś w dziewczynie przy oknie przyciągnęło go od chwili, gdy tylko się pojawiła. W jej oczach było coś szczególnego – coś pomiędzy odwagą a strachem.
A teraz pozostał tylko cichy ból rozczarowania rozciągnięty na jej twarzy niczym siniak.
Widział, jak lekko poruszyła się na siedzeniu, delikatnie przyciskając dłoń do brzucha.
Była głodna. Nie tylko emocjonalnie – dosłownie.
Piła wodę. Nie jadła.
Jej wzrok powędrował w stronę stacji serwerowej, jakby obliczała, jak długo jeszcze tam będzie siedzieć, zanim ktoś poprosi ją o odejście.
Sięgnęła po płaszcz.
Powoli – jakby każdy ruch był cięższy niż powinien – wstała. Torebkę trzymała już w dłoni i niepewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
Gdy tylko się poruszyła, obok niej pojawił się kelner z talerzem w ręku: ciepłym, aromatycznym daniem z makaronem i szklanką musującej lemoniady.
„Przepraszam, proszę pani” – powiedział kelner z uśmiechem. „Pani zamówienie?”


Yo Make również polubił
To takie mądre! Chciałbym wiedzieć o tym wcześniej!
Żeberka lepkie w miodzie i czosnku
3 najskuteczniejsze pułapki, które na zawsze wyeliminują mrówki z Twojego domu i balkonu
ciasto z kwaśną śmietaną