Do spotkania z wydawcą pozostało 6 godzin, gdy moi rodzice potajemnie usunęli 400-stronicową powieść, nad którą spędziłam 2 lata. „Pisarze to po prostu grupa nieudanych dorosłych” – szydził mój ojciec, podczas gdy moja matka przechwalała się, że moja siostra zarabia 60 000 dolarów rocznie na sprzedaży kosmetyków. Po prostu cicho zamknęłam laptopa, chwyciłam torbę, wyszłam z domu i przygotowałam tak brutalną „zmianę scenariusza”, że do dziś cała moja rodzina unika jej i nie odważy się powtórzyć tego zdania na głos od początku do końca. – Page 5 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Do spotkania z wydawcą pozostało 6 godzin, gdy moi rodzice potajemnie usunęli 400-stronicową powieść, nad którą spędziłam 2 lata. „Pisarze to po prostu grupa nieudanych dorosłych” – szydził mój ojciec, podczas gdy moja matka przechwalała się, że moja siostra zarabia 60 000 dolarów rocznie na sprzedaży kosmetyków. Po prostu cicho zamknęłam laptopa, chwyciłam torbę, wyszłam z domu i przygotowałam tak brutalną „zmianę scenariusza”, że do dziś cała moja rodzina unika jej i nie odważy się powtórzyć tego zdania na głos od początku do końca.

Moja skrzynka odbiorcza eksplodowała.

Prośby o przeczytanie. Zaproszenia do wywiadów. Notatka od firmy producenckiej z Los Angeles z pytaniem, czy prawa do historii TikToka są dostępne dla serialu dokumentalnego o artystach i rodzinie.

Na każdego e-maila biznesowego przypadało dziesięć wiadomości od dzieci, nastolatków i dorosłych, którym powiedziano, że tworzenie sztuki to strata czasu.

Niektórzy byli wściekli. Niektórzy po prostu zmęczeni.

Trzynastolatek z Teksasu napisał: Mój tata mówi, że sztuka jest dla ludzi, którzy „nie potrafią liczyć”. Ale twój filmik doprowadził moją mamę do płaczu i powiedziała mi, że znajdziemy sposób, żebym mógł chodzić na zajęcia.

Czterdziestoletnia pielęgniarka napisała: Dwadzieścia lat temu przestałam pisać, bo moi rodzice mówili, że to dziecinne. Chyba spróbuję jeszcze raz.

Każda wiadomość była niczym maleńka flaga wbita gdzieś na świecie, każda mówiąca cicho, lecz stanowczo: my też tu jesteśmy.

Moi rodzice nie zadzwonili.

Ani w tym tygodniu, ani w następnym.

Zamiast tego, ciocia przysłała mi zdjęcie z holu kościoła. Ktoś wyciął lokalny artykuł o mojej książce i przypiął go do tablicy ogłoszeń, tuż obok ulotki z informacją o przyjęciu z okazji Czwartego Lipca. Na stole pod nią, w słoiku, leżała mała plastikowa chorągiewka.

Pod zdjęciem ciocia Linda napisała SMS-a:

Mówią wszystkim, że zawsze w ciebie wierzyli. Powiedziałem im, że czytałem twoją książkę. Rozdział 12 wydał mi się znajomy.

Prychnąłem.

Rozdział 12, w którym rodzina Strażnika Smoków próbuje sprzedać ją mrocznemu czarodziejowi. Stają przed starszyzną miasta i twierdzą, że zawsze pragnęli tylko tego, co najlepsze.

Czasami fikcja nie była subtelna.

Miesiące zatarły się.

Rozpoczęła się trasa promująca książkę.

Seattle, San Francisco, Los Angeles, Denver, Chicago, Nowy Jork.

Lotniska, wypożyczalnie samochodów i karty-klucze do hoteli piętrzyły się w moim plecaku. Dowiedziałem się, które sieci mają dobrą kawę, które księgarnie na lotniskach faktycznie mają w ofercie moją książkę. Podpisywałem egzemplarze dla kasjerów w przerwach na lunch i dla dzieci ściskających książki w miękkich okładkach z pozaginanymi rogami.

Gdziekolwiek poszłam, zawsze była co najmniej jedna osoba, która po wydarzeniu podchodziła, czekała, aż kolejka się przerzedzi, i wypowiadała jakąś wersję tego samego zdania.

„Moja rodzina tego nie rozumie, ale dzięki twojej książce poczułem się zauważony”.

Za każdym razem myślałem o migającym kursorze i pustym dokumencie.

Za każdym razem myślałem o magazynie pełnym dziesięciu tysięcy książek w twardej oprawie.

Dziesięć tysięcy egzemplarzy.

Dziesięć tysięcy szans na to, że ktoś poczuje się mniej samotny.

W pewnym momencie cisza moich rodziców przestała być raną, a stała się… hałasem w tle.

Podobnie jak szum klimatyzatora, który słyszysz dopiero po jego wyłączeniu.

Aż pewnego popołudnia późną jesienią, gdy pakowałam się na kolejny lot, zadzwonił mój telefon.

Identyfikator dzwoniącego: MAMA.

Patrzyłem na to, aż włączyła się poczta głosowa.

Minutę później pojawiło się powiadomienie o poczcie głosowej.

„Zamierzasz posłuchać?” zapytała Tessa, stojąc w drzwiach, jedną ręką opierając się o framugę, a drugą trzymając kosz na pranie.

„W końcu” – powiedziałem.

„Chcesz towarzystwa?”

Zawahałem się, ale po chwili skinąłem głową.

Usiedliśmy na brzegu mojego łóżka, tego samego łóżka, w którym płakałam w noc, kiedy rodzice usunęli mój plik, i wcisnęłam przycisk odtwarzania.

„Naomi” – zaczął głos mojej mamy. Brzmiała na zmęczoną. Jakoś starszą. „Twój ojciec i ja widzieliśmy cię w wiadomościach. Zrobili materiał o tym filmie, o nas”. Westchnienie. „Nie zdawaliśmy sobie sprawy… że tak się czujesz”.

Tessa skrzywiła się. Uniosłem rękę i powiedziałem: „Cicho”.

„Chcieliśmy tylko tego, co najlepsze” – ciągnęła mama. „Byliśmy przerażeni. Nie rozumieliśmy, jak działa branża wydawnicza. Myśleliśmy, że… utknąłeś”. Kolejne westchnienie. „W każdym razie. Panie w kościele ciągle pytają, kiedy wracasz do domu, żeby się z tobą spotkać i zdobyć autografy w książkach. Twój ojciec uważa, że ​​powinieneś zorganizować jakieś wydarzenie tutaj. W kościele. To byłoby miłe dla społeczności”.

I tak to się stało.

Punkt obrotu.

Nie „Przepraszamy”. Nie „Popełniliśmy błąd”. Nie „Jak możemy to naprawić?”

Po prostu „Przyjdź i zajaśnij dla nas, abyśmy mogli się odbić w Twoim świetle”.

Tessa prychnęła cicho. „Chcą pożyczyć twój reflektor”.

„Tak” – powiedziałem.

Poczułem ucisk w żołądku.

„Nie jesteś im tego winien” – dodała.

Wiedziałem.

Ale część mnie — ta część, która wciąż pamiętała tatę naśladującego głosy goblinów przed pójściem spać, mamę klaszczącą, gdy kończyłem opowiadać swoją pierwszą historię — chciała, żeby się pojawili, żeby naprawdę się pojawili, chociaż raz.

„Napiszę do nich list” – powiedziałem.

„Staromodne” – pochwaliła Tessa.

Zajęło mi to trzy dni.

Pisałem i przepisywałem, próbując znaleźć granicę między szczerością a okrucieństwem.

Ostatecznie okazało się to proste.

Mamo, Tato.

Słyszałem Twoją pocztę głosową.

Cieszę się, że dostrzegasz, co ta książka znaczy dla ludzi.

Nie jestem zainteresowany organizowaniem wydarzenia w kościele.

Jestem gotów szczerze porozmawiać o tym, co się wydarzyło – o tym, co powiedziałeś, jak się zachowałeś, jak to na mnie wpłynęło. Ale nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku dla pozoru.

Jeśli potrafisz przyznać się do tego, co zrobiłeś i szczerze przeprosić — nie za to, jak „wyglądały” sprawy, ale za wyrządzoną krzywdę — jestem otwarty na rozważenie, jak mógłby wyglądać nasz przyszły związek.

Jeśli nie możesz, życzę ci wszystkiego dobrego z daleka.

Tak czy inaczej, moje życie posuwa się naprzód.

Naomi

Wydrukowałem go, podpisałem się i wysłałem do nich do domu.

Żadnych emotikonów. Żadnych żartów. Żadnych smoków.

Tylko prawda.

Mijały tygodnie.

Brak odpowiedzi.

Trasa dobiegła końca. Święta zbliżały się wielkimi krokami. Sklepy zapełniły się czerwonymi, zielonymi, cekinami i jeszcze większą ilością flag, tym razem na papierze do pakowania i swetrach z bałwankami.

Tessa pojechała do swojej wybranej rodziny w Seattle na Święto Dziękczynienia. Chloe wysłała SMS-a z domu moich rodziców: zdjęcie indyka, długi stół, moje puste krzesło.

Poniżej napisała:

Mama próbowała cię wypić. Tata zmienił temat. Mówią o tobie, jakbyś był jednocześnie sukcesem i problemem, którego nie potrafią rozwiązać.

Odpowiedziałem:

To prawda.

W Wigilię zatrzymałem się w Pearl.

Tylko ja, Tessa, niedopalona cynamonowa świeca i stos książek, które nie były moje. Na zewnątrz padał miękki śnieg, osypując latarnie uliczne.

Oglądaliśmy czarno-biały film, w którym wszyscy palili w domu i rozwiązywali swoje problemy za pomocą dramatycznych przemówień.

O północy mój telefon zawibrował.

Nieznany numer.

Wesołych Świąt, przeczytałem. Skończyłem dziś wieczorem twoją książkę. Rozdział 12 bolał. Myślę o wielu rzeczach.

-Mama

Żadnych przeprosin. Żadnych wyjaśnień.

Ale to był pierwszy raz, kiedy odniosła się do faktycznej treści mojej pracy, a nie tylko do tego, co ona dla niej znaczyła.

To było jak lekkie uchylanie drzwi.

Długo wpatrywałem się w wiadomość, trzymając kciuk nad klawiaturą.

„Nie musisz odpowiadać” – powiedziała Tessa.

„Wiem” – powiedziałem.

Na koniec wpisałem tylko dwa słowa.

Dziękuję.

Kliknij Wyślij.

Połóż telefon ekranem do dołu.

Czasami postęp był mikroskopijny.

Czasami to wystarczyło.

Wiosna przyniosła wieści o wydaniu w miękkiej oprawie i sprzedaży praw do książki za granicą do Niemiec. Mój agent przysłał mi zdjęcie makiety niemieckiej okładki: smok nieco inny, wieża wyższa, moje imię dziwne i znajome, w nowej czcionce.

„Chcą, żebyś pojechała jesienią do Frankfurtu” – powiedziała przez telefon. „Jesteś na to gotowa?”

„Oczywiście” – powiedziałem.

Rozłączyłam się i rozejrzałam po środku salonu, oszołomiona myślą o przelocie nad oceanem z powodu czegoś, co kiedyś żyło tylko w mojej głowie.

Poszedłem do kuchni nalać sobie kolejną filiżankę kawy.

Lodówka patrzyła na mnie.

Na nim, przytrzymywany magnesem w kształcie małego smoka, znajdował się wydruk pierwszego maila, którego dostałem od czytelnika. Tego od M. z Powell’s.

Zakleiłam go taśmą tydzień po przeprowadzce, dokładnie tam, gdzie rodzice trzymali magnes, nie do końca zdając sobie sprawę z symetrii.

Wyprostowałam strony, wygładzając krawędzie.

Magnes na smoka trzymał mocno.

Moi rodzice zbudowali cały swój świat wokół krzywej flagi, przekonani, że ich wersja amerykańskiego snu jest jedyną prawdziwą.

Ja swój budowałem wokół smoka.

Jeden nie był bardziej patriotyczny od drugiego.

Po prostu pozostawiono więcej miejsca na opowieści innych osób.

Z okazji pierwszej rocznicy mojego powstania Powell’s zorganizowało imprezę okolicznościową.

„Książki w miękkiej oprawie i ciastka” – tak to określiła Tessa, pomagając mi wnieść pudła z książkami i tacę babeczek ozdobionych maleńkimi cukrowymi smokami.

Tym razem tłum był większy.

Więcej nastolatków, więcej dorosłych, więcej ludzi trzymających nie tylko moją książkę, ale także własne notatniki, szkicowniki, nuty.

„Znowu zaczęłam pisać” – powiedziała mi Maya w kolejce do podpisywania, a jej turkusowe włosy przeplatały się teraz z fioletowymi pasemkami. „Dostałam się do szkoły projektowania. Mój ojczym wciąż się wścieka. Nie przejmuję się tym aż tak bardzo”.

„Jestem z ciebie dumny” – powiedziałem i mówiłem poważnie.

Chloe także przyszła, ciągnąc koleżankę ze sklepu.

„Zamknęliśmy wcześniej” – powiedziała. „Powiedziałam pracownikom, że to na »badania rynku«”. Puściła oko. „Co technicznie rzecz biorąc, jest prawdą”.

Później, gdy sklep był już prawie pusty, a pracownicy układali krzesła, Chloe i ja stanęliśmy przy oknie, obserwując krople deszczu spływające po szybie.

„Pytali dziś o ciebie” – powiedziała.

“Kto?”

„Mama i tata” – powiedziała. „Weszli do sklepu. Kupili twoją książkę. Znowu”.

„Ile kopii potrzebują?” zapytałem.

„Prawdopodobnie dekoracja” – powiedziała. „Jedna już stoi na stoliku kawowym. Z przodu i na środku”.

Nie wiedziałem, co zrobić z tym obrazem.

„Jeszcze tam nie dotarli” – dodała Chloe. „Wciąż gadają głupoty. Ale mówią o tobie mniej jak o rozczarowaniu, a bardziej jak o… krewnym, który przeprowadził się do innego kraju i czasami wysyła pocztówki”.

„To dziwnie konkretne” – powiedziałem.

„Jesteś dziwnie konkretny” – odparła.

Uśmiechnęliśmy się.

„Wiesz” – powiedziała – „mama zapytała, czy nadal piszę. Opowiedziałam jej o wierszach. Nie przewróciła oczami”.

To, bardziej niż cokolwiek innego, sprawiło, że ścisnęło mi się gardło.

„Pokażesz jej jeden?” – zapytałem.

„Może” – powiedziała. „Kiedyś”. Szturchnęła mnie w ramię. „Wiesz, że to ty zacząłeś, prawda?”

„Ty to zacząłeś” – powiedziałem. „Kiedy poprosiłeś o kupno mojej książki w pełnej cenie”.

Stałyśmy tam, ramię w ramię, dwie córki z tego samego domu, i patrzyłyśmy na miasto, które stało się moim domem.

Pomyślałam o wszystkich rzeczach, które moi rodzice próbowali usunąć.

Rękopisy. Sny. Części samych siebie, prawdopodobnie, dawno temu.

Nie da się zbudować życia na wymazaniu.

Nie warto tam mieszkać.

Kiedy wszyscy wyszli, zjedzono ostatnią babeczkę i podpisano ostatnią książkę, wróciłem do Pearl.

Okna mieszkań świeciły ciepłym blaskiem, chroniąc się przed wieczornym słońcem.

W środku czekało na mnie biurko.

Na nim: mój laptop, w połowie zapełniony notes, stos zagranicznych wydań.

Kursor mrugnął na nowym dokumencie.

Książka druga.

Lydia była teraz starsza, bardziej zaciekła. Jej magia miała pazury. Jej świat się rozrósł.

Ja też.

Wziąłem głęboki oddech i położyłem palce na klawiszach.

Gdzieś na zewnątrz, w mieście, na ganku powiewała flaga.

W środku, na mojej lodówce, znajdował się magnes w kształcie smoka.

Moi rodzice próbowali usunąć moją powieść.

Tak naprawdę jedyne, co zrobili, to zmusili mnie do stworzenia kopii zapasowej mojego życia gdzieś, gdzie nie mogliby dotrzeć.

Książka była już wydrukowana.

Podobnie jak moje nowe granice.

Podobnie jak historie, które wciąż czekają na opowiedzenie.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Jak zrobić pyszne smażone ciasta

Porady: Można je przygotować bez nadzienia, po prostu rozciągając ciasto i smażąc je osobno, tak jak robi się to tradycyjnie ...

Stosowanie Vicks VapoRub w celu zwalczania szkodników

Nanieś Vicks wzdłuż pęknięć, pod zlewami i w pobliżu odpływów, aby odstraszyć karaluchy od osiedlania się w tych miejscach. Dodatkowe ...

PIECZONA ŁOPATKA WIEPRZOWA Z CZOSNKIEM I ZIOŁAMI

1. Łopatkę dokładnie umyj i osusz.2. Natrzyj solą, pieprzem, przyprawami, oliwą i musztardą.3. Włóż w mięso czosnek (można ponacinać mięso ...

Jak schudłam z 85 kg do 54 kg w zaledwie 2 miesiące

Pod koniec trzeciego tygodnia schudłam kolejne 12 kg! Poprawiłam kondycję, a to zachęciło mnie do wchodzenia po schodach zamiast korzystania ...

Leave a Comment