Moi rodzice podzielili nas jak meble – mama wzięła moją siostrę, tata wziął mojego brata, a ja byłem tą resztką, którą zostawili państwu; szesnaście lat później wrócili, nie po mnie, ale po moje pieniądze, i wkrótce dowiedzą się, co oznacza „nie”… – Page 6 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Moi rodzice podzielili nas jak meble – mama wzięła moją siostrę, tata wziął mojego brata, a ja byłem tą resztką, którą zostawili państwu; szesnaście lat później wrócili, nie po mnie, ale po moje pieniądze, i wkrótce dowiedzą się, co oznacza „nie”…

Poczułem, jak narasta dawne ciepło i pustka w chłodzie.

Ale potem spojrzałem na złoty szew.

„To nie metafora” – powiedziałem cicho, ale wyraźnie. „To element konstrukcyjny. Żywica to nie tylko kolor. To żywica epoksydowa o wyższej wytrzymałości na rozciąganie niż oryginalny materiał. To nie dekoracja pęknięcia. To przeprojektowanie. Pęknięcie jest tezą”.

Profesor Andal, stojący z tyłu, tylko się uśmiechnął.

Ale studia były drogie. Moje stypendium pokrywało czesne. Materiały to był zupełnie inny świat.

Szkło było tanie.

Żywicy nie było.

A ja byłem już zmęczony pracą na płaskich deskach.

Miałem pomysły.

Chciałam, żeby moje dzieła stały samodzielnie, wisiały w powietrzu, miały szkielety.

Potrzebowałem metalu.

Musiałem nauczyć się spawać.

Znalazłem pracę dwie przecznice od kampusu w miejscu o nazwie Forge Field. Był to zakład obróbki metali na zamówienie, ogromny, jaskiniowy magazyn, w którym unosił się zapach ozonu, gorącej stali i oleju silnikowego.

To był świat Theo, powiększony w powiększeniu.

Właściciel, mężczyzna o imieniu S., spojrzał na moje chude ramiona i kurtkę ze szkoły artystycznej i roześmiał się.

„Nie boisz się ognia, prawda, studentze?”

„Nie” – powiedziałem. „Boję się, że nie skończę pracy”.

Zatrudnił mnie za dziesięć dolarów za godzinę przy zamiataniu wiórów metalowych.

„Zamiatasz przez dwa miesiące” – powiedział. „Zjawiasz się punktualnie, a potem rozmawiamy o pochodni”.

Zamiatałem. Organizowałem.

Poznałem różne gatunki stali po pyle, który pozostawiała.

I dokładnie po dwóch miesiącach S. rzucił mi pod nogi ciężką maskę spawalniczą.

„Dobrze” – powiedział. „Zobaczmy, czy potrafisz narysować prostą linię ogniem”.

Nauczyłem się spawać.

Poznałem wysoki, elektryczny, niebieski szum palnika TIG i jasny, rozpryskowy deszcz strumienia podczas spawania MIG.

Nauczyłem się łączyć dwa kawałki zimnej, twardej stali, aby stały się jedną całością.

Poparzyłam się.

Zniszczyłem części.

I zakochałam się.

To było przeciwieństwo mojej pracy ze szkłem. Szkło było zimne, precyzyjne – zagadkowe.

Spawanie było czymś gorącym, intuicyjnym — fuzją.

To było stworzenie siłą.

Zacząłem robić własne ramy — cienkie, delikatne pręty stalowe zespawane w kostki i kątowniki, przypominające rysunki liniowe w przestrzeni.

Potem stworzyłbym mozaikę w środku. Szklane elementy zawieszone na linkach, złote szwy odbijające światło.

Nazwałem nowy serial Spines.

Były to części, które miały swoje własne szkielety.

Na trzecim roku studiów mała galeria w Riverton — poważne miejsce z białymi ścianami o nazwie The Annex — zaproponowała mi wystawę indywidualną.

Mój pierwszy.

Otwarcie było przerażające. Światła w galerii były gorące. Ludzie byli cicho.

Pili tanie, białe wino z plastikowych kubków i szeptali.

Laney i Theo byli tam, stali z tyłu, promieniejąc tak jasno, że wyglądali jak latarnie morskie.

Podeszła do mnie kobieta w eleganckim czarnym płaszczu. Długo wpatrywała się w Spine 3.

„Mam pytanie” – powiedziała uprzejmym głosem. „Są piękne, ale po co to złoto? Po co tyle uwagi na pęknięcia?”

Wziąłem głęboki oddech. Spojrzałem na tekst. Spojrzałem na Laney.

W końcu poznałem odpowiedź.

„Bo wszyscy jesteśmy uczeni wstydzić się pęknięć” – powiedziałam, a mój głos niósł się po małym, cichym pokoju. „Uczymy się wypełniać je szarą masą i zamalowywać, żeby udawać, że nigdy się nie wydarzyły. Ale pęknięcie jest wydarzeniem. To najważniejsza część historii. Złoto go nie ukrywa. Dowodzi, że przedmiot przetrwał. Celebruje fakt, że został złamany i wciąż tu jest”.

Wskazałem na jasnozłoty szew.

„Ta szczelina to miejsce, gdzie światło zapamiętuje, jak tam trafić.”

Kobieta przez chwilę milczała. Po czym powoli skinęła głową.

„Dziękuję” – powiedziała. „To bardzo dobra odpowiedź”.

Zostałem dłużej, kiedy wszyscy już wyszli. Właściciel galerii dał mi klucz do zamknięcia.

Wycierałam mały blat pokryty plamami wina, a moje serce wciąż waliło.

Byłem artystą w galerii z kluczem.

Podszedłem do pierwszego podium, żeby zabrać księgę gości.

Pod spodem znajdował się kawałek śmiecia: zmięty papierowy pokrowiec na kubek do kawy.

NIE.

Nie jest to rękaw.

Paragon z kawiarni na rogu.

Znak czasowy wskazywał godzinę 19:15, czyli dokładnie w środku otwarcia.

Odwróciłem ją.

Na odwrocie, w znajomym, lekko niechlujnym zapisie, widniały trzy słowa:

Jestem z ciebie dumny.

Moje kolana zmiękły.

Opadłem na przednią ławkę galerii.

Noe.

Był tutaj.

Przyjechał tutaj.

Wszedł do galerii.

Obejrzał moje prace. Widział „Permission” i „The Spines”.

Widział pęknięcia w złocie.

I nie został.

Przebył już taki kawał drogi, a mimo to nie był w stanie przejść ostatnich dziewięciu metrów pokoju, żeby się przywitać.

Zostawił po sobie śmieć, swój duchowy podpis, i zniknął, wracając do życia, jakie wybrał dla niego ojciec.

Ścisnęłam paragon.

To była głęboka więź i jednocześnie bezdenna, bolesna przepaść.

Nagle poczuł dumę.

Ale go już nie było.

Tej nocy nie wróciłem do akademika. Poszedłem do studia w Pineridge i szkicowałem godzinami.

Wystawa w galerii wypadła obiecująco, ale była przeznaczona dla widowni kupującej dzieła sztuki.

Wizyta Noego miała jeszcze inne znaczenie.

Oznaczało to, że praca nie była przeznaczona tylko dla mnie i świata sztuki.

To był ogień sygnałowy.

Wiedziałem, co muszę zrobić.

W następny weekend wróciłem do Ironbridge. Posadziłem Laney i Theo przy ciężkim kuchennym stole.

„Chcę coś zacząć” – powiedziałem.

Tutaj, w studiu.

Przedstawiłem swój plan.

Warsztaty, a nie tylko zajęcia. Bezpłatny, cykliczny program.

Chciałem nazwać to Opowieściami Odłamków.

„To dla dzieciaków, które wciąż są w systemie” – wyjaśniłem, a mój głos nabierał tempa. „Dzieciaki z Dunars, dzieciaki z Maple Row – te, które czekają. Chcę ich nauczyć tego, czego ty mnie nauczyłeś. Jak szlifować ostre krawędzie. Jak mieszać żywicę. Jak używać złota”.

Laney już kiwnęła głową.

Theo już patrzył na kalendarz.

„Nie możemy ich po prostu nauczyć mozaiki” – powiedziałem. „Uczymy ich, że przerwa to nie koniec historii. Uczymy ich, jak opowiedzieć własną historię za pomocą szkła i złota – za darmo w każdą sobotę”.

Laney i Theo nie tylko się zgodzili.

Zostali moimi partnerami.

Theo znalazł wnioski o dotacje. Laney opracował program nauczania.

Złożyliśmy wniosek o dofinansowanie do dużej organizacji powiatowej: Stonebridge Trust.

Był to fundusz o ugruntowanej pozycji, a jego podstawowym wymogiem, powtarzanym w każdym dokumencie, była absolutna przejrzystość finansowa.

Dostaliśmy dotację.

Wystarczyło to na sfinansowanie programu na dwa lata.

Miałem dwadzieścia jeden lat.

Byłem studentem ostatniego roku w Pineridge, założycielem organizacji non-profit i osobą związaną prawnie wiążącą umową ze Stonebridge Trust.

Przypomniał mi się głos Alany Reyes w samochodzie:

„Będą ludzie, którzy będą cię o coś prosić”.

Usiadłem przy laptopie i napisałem oficjalny regulamin Shard Stories.

Nie byłem tylko artystą.

Byłem administratorem.

Stałem się obrońcą tej nowej, kruchej rzeczy.

Napisałem rozdziały o bezpieczeństwie, materiałach i finansowaniu.

A potem napisałem to najważniejsze.

Artykuł 4, Sekcja 2: Konflikt interesów.

Aby zapewnić całkowitą przejrzystość wymaganą przez naszych fundatorów i naszą misję.

Wpisałem:

Nie wolno zawierać żadnych funduszy, kontraktów ani partnerstw programowych z żadnym podmiotem należącym do lub zarządzanym przez bezpośredniego krewnego dyrektora programu. Wszystkie transakcje muszą być zawierane na warunkach rynkowych, aby uniknąć jakichkolwiek pozorów nieprawidłowości.

To była tarcza.

To było „nie” Alany, sfałszowane w języku prawniczym.

Wydrukowałem stronę.

Jako dyrektor programowy podpisałem się pierwszy.

Budowałem mur.

Nie wiedziałem, jak szybko będę tego potrzebował.

Poczta, jak zwykle, przyniosła przeszłość.

To była kolejna koperta – tym razem nie różowa. Była gruba, kremowa, z drogiego kartonu.

To było kolejne zaproszenie na ślub dla mojej mamy.

Miała nowe nazwisko.

Ponownie.

Według moich obliczeń był to mój trzeci, a może czwarty mąż.

Zaproszenie było na wystawne wydarzenie w winnicy.

W kopercie nie było żadnej osobistej wiadomości. Nie było tam żadnego „Chciałbym, żebyś tam był”.

Zamiast tego była mała, wcześniej wydrukowana kartka.

Był na nim adres strony internetowej.

Rejestr darowizn.

Brzmiało ono:

Zamiast prezentów Elaine i Robert proszą o rozważenie darowizny pieniężnej, która pomoże wesprzeć założenie naszej nowej rodziny.

Wpatrywałem się w kartkę.

Wesprzyj powstanie naszej nowej rodziny.

Zbierała fundusze, wykorzystując swój ślub jako okazję do zdobycia gotówki.

I wysłała mi to nie jako córka, ani nawet nie jako gość.

Jako darczyńca.

Nie miała pojęcia, czym się zajmuję. Nie miała pojęcia o mojej pracy, mojej galerii, moim stypendiach.

Właśnie zobaczyła nazwisko na liście. Potencjalne źródło funduszy.

Zasób.

Pomyślałem o statucie, który właśnie podpisałem.

Tarcza była na swoim miejscu.

Poczułem zimny, czysty gniew. To była ta sama jasność, którą czułem, gdy ustawiałem kawałek stali pod pochodnią.

Wziąłem zaproszenie na ślub z drogim, wytłoczonym napisem. Wziąłem też tandetną, chciwą kartkę z prośbą o darowiznę.

I wrzuciłem je obydwa do niszczarki dokumentów.

Nie odpowiedziałem.

Zamiast tego wróciłem do laptopa.

Otworzyłem stronę internetową Shard Stories.

Stworzyłem nową stronę.

Wgrałem logo. Laney zaprojektowała lisa ze złotym szwem kintsugi na grzbiecie.

Napisałem nagłówek informujący o pierwszym corocznym Funduszu Stypendialnym Shard Stories.

Wpisałem:

Celem tego funduszu jest zapewnienie absolwentom szkół średnich z North River Foster Care System środków na artykuły artystyczne, książki i przyszłość, którą sami zaprojektują.

Moja matka chciała sfinansować swoją nową rodzinę.

Utrzymywałbym rodzinę w całości.

Dzieciaki wciąż w cieniu.

Ci, którzy czekają, aż światło się pojawi.

W następną sobotę pojechałem do Ironbridge na pierwsze oficjalne warsztaty Shard Stories. Dzieciaki już tam były – głośne, zdenerwowane i podekscytowane.

Podszedłem do szklanych drzwi wejściowych studia. Wyjąłem szyld, który namalowałem ręcznie.

Przykleiłem ją taśmą do szyby wychodzącej na ulicę.

Otwarte dla publiczności.

Zapłać, ile możesz.

Mój ostatni rok w Pineridge był pełen iskier spawalniczych, oparów żywicy i papierkowej roboty związanej z przyznawaniem grantów.

Shard Stories nie było już tylko pomysłem na sobotę. Stało się rozpoznawalną inicjatywą.

Każdego weekendu dojeżdżałem do Ironbridge, gdzie prowadziłem warsztaty i jednocześnie starałem się dokończyć swoją pracę magisterską.

Praca się opłaciła.

Dotacja od Stonebridge Trust dała nam legitymację. Wykorzystałem tę legitymację, żeby skontaktować się z władzami powiatu.

Po sześciu miesiącach skrupulatnych propozycji i nerwowych prezentacji w sterylnych salach konferencyjnych rządu podpisałem protokół ustaleń.

Shard Stories oficjalnie nawiązało współpracę z Iron County.

Chcieliśmy przenieść nasze warsztaty, nasze szkło i naszą złotą żywicę do czterech różnych publicznych szkół średnich.

To było ogromne zwycięstwo.

Harbor Falls Ledger też tak uważał. Dwa lata temu opublikowali małe zdjęcie mojej pracy.

Tym razem wysłali do studia fotografa.

Artykuł, który się ukazał, był inny.

Nie było tego w dziale sztuki.

Było na pierwszej stronie.

To był portret: ja w masce spawalniczej naciągniętej na głowę, mój ciężki płócienny fartuch pokryty pyłem z zaprawy.

Uśmiechałem się.

Nagłówek brzmiał:

Od rodziny zastępczej do założycielki: Alina Price buduje nową historię.

I oto było napisane pogrubioną, czarną czcionką.

Alina Price.

Nie, nie jestem byłym młodzieńcem.

Nie jest lokalnym artystą.

Moje imię — moje pełne, poprawne imię i nazwisko — dołączone do mojego tytułu.

Założyciel.

Kupiłem dziesięć egzemplarzy.

Laney i Theo oprawili jedno z nich i powiesili w studiu Ironbridge, tuż obok napisu „Płać, ile możesz”.

Artykuł był sygnałem. Był jasnym, migającym światłem.

Ale nie tylko powiat to przyciągnął.

Przyciągało duchy.

Był wtorek po południu.

Byłem w studiu Ironbridge, inwentaryzując dostawę gogli ochronnych na potrzeby nowego programu szkolnego. Zadzwonił dzwonek na froncie.

Spojrzałem w górę, spodziewając się zobaczyć studenta lub dostawcę.

To była moja matka.

Nie widziałem jej twarzy — na żywo — od ośmiu lat.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Jak Uprawiać Kiwi w Ogrodzie i Zebrać Nawet 30 kg Owoców – Praktyczny Przewodnik Krok po Kroku

Kiwi dojrzewa jesienią, zwykle we wrześniu lub październiku. Owoce są gotowe do zbioru, gdy łatwo odchodzą od łodygi, ale jeszcze ...

Wrzuć 2 plastikowe butelki do pralki razem z ubraniami – nieoczekiwane korzyści, o których nie każdy wie

– Użyj worka na pranie Możesz włożyć ubrania do worka na pranie. Pomoże to zapobiec ocieraniu się ubrań o siebie ...

12 dziwnych oznak, że w Twoim organizmie brakuje magnezu

Pomijanie posiłków może powodować drażliwość i niepokój, jeśli poziom magnezu jest niewystarczający. Dzieje się tak, ponieważ niski poziom magnezu zaburza ...

Podczas grilla moja siostra spojrzała na moją córkę, która ma specjalne potrzeby, i powiedziała głośno: „Twoja…

Wyszedłem do recepcji. Twarz taty była czerwona. Jego pięści zacisnęły się po bokach. Ochroniarze byli osłaniani z obu stron. „Nie ...

Leave a Comment