Nigdy nie sądziłem, że go jeszcze zobaczę, a już na pewno nie w takim miejscu. Wilshire Grand Hotel lśnił tej nocy w blasku świateł. Dach przeobraził się w oniryczny krajobraz pełen zapachowych świec, jedwabnych stołów i delikatnej melodii fortepianu unoszącej się nad olśniewającą panoramą Los Angeles. Doroczna Gala Fundacji Edukacyjnej Monte Verde była wielkim wydarzeniem, spotkaniem przedsiębiorców, artystów i osobowości medialnych. I był to mój pierwszy publiczny występ od lat, odkąd odszedłem z wyższych sfer.
Nie byłem tam dla blichtru. Miałem osobisty powód. I nie byłem sam.
Weszłam z czwórką młodych ludzi – wysokich, eleganckich, każdy z nich miał wyrazistą osobowość, a jednocześnie poruszał się jak jeden organizm. Od razu zwróciliśmy na siebie uwagę, nie tylko wyglądem, ale także energią, która nas łączyła. Czułam na sobie spojrzenia ze wszystkich stron, ale jedno spojrzenie przeszyło pokój i sprawiło, że zatrzymałam się na moment. Odwróciłam się i serce mi zamarło.
To był on. Gabriel Whitmore. Mężczyzna, który kiedyś był dla mnie całym światem, ten, który obiecał zostać, dopóki nie dowie się, że nie mogę mieć dzieci. W dniu, w którym postanowił odejść, nie oglądając się za siebie, czułam, jakby moja dusza pękała z każdym jego krokiem. Siedemnaście lat. Tyle czasu minęło.
Gabriel stał w tłumie, ubrany w idealnie skrojony smoking. Jego siwiejące włosy były starannie zaczesane do tyłu, a oczy równie głębokie i przenikliwe jak wtedy. Ale tym razem dostrzegłam w nich coś jeszcze: konsternację. Spojrzał na mnie, potem na młodych ludzi obok mnie, a ja widziałam, jak konsternacja zmienia się w panikę. A potem w przerażenie. Bo zobaczył coś, czego nie dało się zaprzeczyć. Każda twarz, każdy rys, niósł w sobie cząstkę jego samego. Bladoszare oczy Tylera, wysokie kości policzkowe Eleny, mocna szczęka Lucasa, krzywy półuśmiech Isli – wszystkiego, czego nie potrafił wyjaśnić. Bo zostawił mnie z przekonaniem, że nigdy nie będę matką.
Delikatnie ścisnęłam dłoń Isli, gdy odwróciła się do mnie, zaciskając mocno usta. „To on, mamo?”
Skinęłam głową, a mój wzrok utkwił się w Gabrielu.
„Myślisz, że ucieknie?” Lucas zapytał cicho, pół żartem, pół serio.
„Nie zrobi tego” – powiedziałem spokojniej, niż się spodziewałem. „Człowiek taki jak on nie ucieka. Spróbuje się z tym zmierzyć, bo potrzebuje odpowiedzi bardziej niż ktokolwiek inny w tym pokoju”.
Gabriel ruszył w moją stronę, wpatrując się w niego. Z trudem zachował opanowanie, ale widziałam, jak drży mu dłoń wokół kieliszka z winem. Tylko ja to zauważyłam. Gdy był już kilka kroków ode mnie, zatrzymał się. Jego wzrok powoli przesunął się po każdej twarzy obok mnie, jakby walczył z falą rozbijającą się w nim. Potem przemówił szorstkim, niemal nie do poznania głosem: „Samantha?”
Spojrzałam na niego, nie zimno, nie ciepło, tylko ze spokojem kogoś, kto przeżył każdy rodzaj rozczarowania.
„Myślałem, że nie możesz…”
Uniosłam brodę. „To Tyler, Elena, Lucas i Isla”. Każde imię brzmiało jak dzwon, krusząc mury wiary, które budował latami. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, a potem je zamknął. I wiedziałam, że Gabriel Whitmore, człowiek, który odszedł w poszukiwaniu „pełnej” przyszłości, stanął teraz twarzą w twarz z czymś, czego sobie nie wyobrażał. A ja nie powiedziałam mu nawet połowy prawdy. Jeszcze nie. Ale powiem.
Gabriel stał tam, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Jego wzrok ponownie przesunął się po dzieciach, rozpaczliwie próbując zrozumieć to, czego nie dało się wytłumaczyć, ale podobieństwo stawało się coraz bardziej oczywiste z każdą sekundą.
„One… są twoje?” – zapytał szorstkim, niemal duszącym głosem.
Nie odpowiedziałam od razu. Chciałam, żeby zmierzył się z tym, co odrzucał, co wypierał i przed czym uciekał przez prawie dwie dekady. „Tak” – powiedziałam, wytrzymując jego drżące spojrzenie. „To moje dzieci”.
Gabriel cofnął się. Spojrzał na Tylera, teraz już opanowanego młodzieńca, o ciemnych włosach i tych nieomylnych szarych oczach, zupełnie jak Gabriel w młodości. Potem na Elenę, jej głębokie oczy i idealnie wygięte brwi, moje odbicie, ale z jego nieomylną obecnością. Lucas i Isla stali nieruchomo, ale ich wzrok ani na chwilę nie spuszczał drżącego mężczyzny przed nimi.
„Ale Samantho… powiedziałaś, że nie możesz. Lekarz powiedział…”
„Kiedyś w to wierzyliśmy” – przerwałam mu spokojnym tonem.
Chwila ciszy. Zobaczyłem, jak Gabriel przygryza wargę, zaciskając dłoń na szkle, jakby tylko ona trzymała go w pionie. „Czyje to dzieci?” – pytanie padło odruchowo, nie z wątpliwości, lecz ze strachu.
Uśmiechnęłam się lekko, nie drwiąco, tylko z goryczą lat, którą w sobie tłumiłam. „Gabriel” – powiedziałam wyraźnie – „są moje. I twoje”.
Jakby został wyrwany z rzeczywistości. Wszystkie dźwięki w pokoju zdawały się cichnąć, a jego oczy ciemniały. „Nie… nie, to niemożliwe”. Cofnął się jeszcze o krok. „To… to nie jest prawdziwe”.
Tyler zrobił krok naprzód, z rękami w kieszeniach i chłodnym spojrzeniem. „Czy w to wierzysz, czy nie, to twój wybór. Ale prawda nie potrzebuje pozwolenia, żeby istnieć”.
Gabriel wyglądał, jakby chciał przemówić, ale nic nie wydobył z siebie. Wiedziałem, że w jego głowie kłębi się tysiąc pytań. Człowiek, który kiedyś dowodził imperium, teraz stał jak sparaliżowany przed czwórką znajomych nieznajomych.
Powoli wypuściłam powietrze. „Jeśli chcesz prawdy, powiem ci. Ale nie tutaj. Nie na oczach tych wszystkich ciekawskich oczu, które mają nadzieję zobaczyć, jak się rozpadamy”.
Gabriel skinął głową otępiale, ale nie spuszczał wzroku z dzieci. „Ja… ja potrzebuję czasu”.
Lucas zaśmiał się cicho, bez cienia humoru. „Dobrze, że daliśmy ci siedemnaście lat na przygotowanie się”.
Odwróciłam się do dzieci. „Chodźmy”. Nie czekając ani chwili, odprowadziłam je, zostawiając Gabriela na środku sali balowej, pogrążonego we własnym świecie. Gdy drzwi windy się zamknęły, Isla spojrzała na mnie i wyszeptała: „Mamo, powiesz mu wszystko?”
Zerknęłam na nasze odbicie w lustrzanej ścianie. Kobieta, której nie definiowały już łzy ani porzucenie. Matka czwórki dzieci. Jedyna strażniczka niezwykłej prawdy. „Tak” – powiedziałam. „Ale opowiem ją po swojemu. I tylko jeśli będzie na tyle odważny, żeby wysłuchać wszystkiego”.
Gabriel Whitmore nie spał tej nocy. Opuścił galę oszołomiony, prześladowany twarzami czwórki młodych nieznajomych. Następnego ranka zadzwonił do swojego prywatnego asystenta, Masona. „Mason, musisz zbadać wszystko, co uda ci się znaleźć na temat Samanthy Everett” – powiedział Gabriel cicho i napiętym głosem. „Zwłaszcza po 2007 roku. Kwestie medyczne, finansowe, prawne. Wszystko”.
Około północy Mason oddzwonił. „Proszę pana” – jego głos był wyraźnie słyszalny – „znalazłem bardzo konkretne informacje. Samantha dołączyła do programu badań nad rozrodem pod koniec 2007 roku. Był to eksperymentalny projekt o nazwie Novagenesis, kierowany przez dr. Aldena Rivesa. Program miał charakter ściśle tajny i koncentrował się na przywracaniu płodności za pomocą komórek macierzystych i technik reaktywacji komórek jajowych”.
„Uczestniczyła w tym?” – zapytał Gabriel, a jego serce waliło.
„Nie tylko uczestnikiem” – powiedział powoli Mason. „Była jedną z dwóch pierwszych udanych spraw”.
Gabriel milczał. „Coś o dzieciach? Akty urodzenia?”
„Dotarłem do zaszyfrowanych akt medycznych” – odpowiedział Mason, ściszając głos. „Wszystkie czworo dzieci – Tyler, Elena, Lucas i Isla – urodziło się w Brierwood Medical Center w ciągu dwóch lat od jej leczenia. Każde z nich ma zapisy DNA…” Mason zrobił pauzę. Gabriel wstrzymał oddech. „Wszystkie są biologicznie pana, proszę pana. Zgodność DNA: 99,97%”.
Świat wokół Gabriela zdawał się zamarzać. Ogarnęło go uczucie pustki, nie dlatego, że został oszukany, ale dlatego, że to on zatrzasnął drzwi siedemnaście lat temu i teraz stał na zewnątrz, mając nadzieję, że wciąż są otwarte. Wpatrywał się w zdjęcie USG dołączone do dokumentacji szpitalnej Eleny. To właśnie wtedy powinien się tam znaleźć. Przed świtem Gabriel powiedział tylko jedno, oddzwaniając do Masona: „Muszę jak najszybciej spotkać się z doktorem Aldenem Rivesem”.
Trzy dni po gali zadzwonił dzwonek do drzwi. Już wiedziałem, kto to. Otworzyłem drzwi. Gabriel stał tam, nie w wypolerowanym smokingu, ale w podwiniętej szarej koszuli, z krawatem wciśniętym w kieszeń płaszcza. Wyglądał na wyczerpanego, jakby nie spał od naszego spotkania. Nic nie powiedziałem. Po prostu odsunąłem się i wpuściłem go.
Wkrótce cała czwórka dzieci była już na miejscu, rozrzucona po sofie, zwrócona twarzą do mężczyzny, którego nigdy nie znały, ale o którym zawsze marzyły. Gabriel stanął na środku pokoju. Wziął głęboki oddech i zaczął: „Wiem, że nie mam prawa, ale nie mogę żyć bez zmierzenia się z tym. Muszę wiedzieć. I muszę zostać wysłuchany”.
Lucas skrzyżował ramiona, jego wzrok był ostry. „Po co cię wysłuchali? Żeby poczuć się lepiej, że odszedłeś, zanim się jeszcze urodziliśmy?”
„Nie” – Gabriel przełknął ślinę.
„Nie wiedziałaś o nas” – wtrącił Tyler spokojnym, ale ciężkim głosem. „Ale znałaś mamę. Wiedziałaś, jaką była osobą. Czy kiedykolwiek przeszło ci przez myśl, że jeśli zdecyduje się zostać matką, nic nie będzie w stanie jej powstrzymać?”
Gabriel milczał. Dostrzegłem w jego oczach zamęt, emocję, jakiej nigdy wcześniej nie widziałem.
Elena przechyliła głowę, jej oczy były nieprzeniknione. „Gdybyś wiedział wtedy, gdybyś wiedział, że jest szansa na dzieci z mamą, czy zostałbyś?”
Pytanie uderzyło jak grom z jasnego nieba. W pokoju zapadła cisza. Gabriel podszedł do okna, wyjrzał, a potem się odwrócił. „Chcę powiedzieć tak. Że zostałbym. Że bym o to walczył”. Zrobił pauzę. „Ale szczerze mówiąc… kim byłem wtedy… sam nie wiem. Bałem się. Bałem się życia, którego nie wybrałem. A prawda jest taka, że postanowiłem odejść”.
„Więc co teraz wybierasz?” zapytała Isla.


Yo Make również polubił
Bazlama: przepis na pyszny turecki placek
Skurcze nóg w nocy stają się problemem, gdy
Euphorbia Hirta – naturalny sprzymierzeniec w walce z astmą i problemami oddechowymi
W ciągu kilku godzin ożywi zażółcone lub zgniłe rośliny.