Odpowiedź brzmiała: całkiem daleko.
W kolejnych miesiącach historia posiłków dowożonych do domu stawała się coraz bardziej klarowna. Kaye mimochodem wspomniała o tym naszym rodzicom, którzy bez wahania zaakceptowali to, ponieważ pozwoliło im to lepiej zrozumieć moje życie. Oczywiście dużo podróżowałem, dowożąc jedzenie do różnych dzielnic. Oczywiście nie zawsze mogłem odebrać telefon; prowadziłem samochód. Nie mówiłem o swojej pracy zbyt wiele: w końcu nie jest ona szczególnie prestiżowa, prawda?
Ta historia nie wymagała ode mnie żadnego wysiłku. Po prostu istniałem, a oni napisali moją historię za mnie.
I postawiłem na bezpieczeństwo. Kiedy mama zapytała mnie, czy mam pracę dostawcy, odpowiedziałem: „To mnie zajmuje”. Kiedy tata zapytał, czy dobrze zarabiam, odpowiedziałem: „Zarabiam wystarczająco”. Kiedy Kaylee zapytała mnie z tym swoim błyskiem w oku, czy lubię spędzać dni za kierownicą, uśmiechnąłem się i powiedziałem: „Są dobre chwile”.
Każda niejasna odpowiedź była niczym test Rorschacha, w którym widzieli dokładnie to, co chcieli zobaczyć.
Prawda była jednak zupełnie inna. Moje dni upływały na koordynacji działań z zagranicznymi organami ścigania, ocenie zagrożeń terrorystycznych, zarządzaniu protokołami bezpieczeństwa placówek dyplomatycznych, a czasami na ryzyku życia, aby chronić wpływowego dyplomatę. Jako broń służbową nosiłem pistolet Sig Sauer P229. Miałem upoważnienie do rekwizycji lokalnych zasobów w 18 krajach. Otrzymałem osobiste pochwały od dwóch sekretarzy stanu za działania, o których nigdy nie mogłem mówić publicznie.
Oczywiście. Posiłki na wynos. Bardzo elastyczne godziny.
Dysonans poznawczy był absurdalny. W kwietniu ubiegłego roku byłem w Nairobi, gdzie zarządzałem bezpieczeństwem podczas dwustronnego spotkania na wysokim szczeblu, kiedy zadzwoniła moja mama z pytaniem, czy mógłbym dostarczyć zestawy żywnościowe do „dzielnicy twojego kuzyna”, bo chciałaby ich spróbować. Byłem dosłownie w centrum bezpieczeństwa, koordynując ocenę zagrożenia z kenijskim wywiadem.
„Zobaczę, co da się zrobić, mamo” – powiedziałem.
„Jesteś taką grzeczną dziewczynką” – odpowiedziała. „Nawet jeśli ta praca nie jest taka, jakiej się spodziewaliśmy”.
Rozłączyłem się i wróciłem do rozmowy z ambasadorem na temat trendów w aktywności terrorystycznej w regionie. Ta dwoistość istnienia była obiektywnie zabawna, ale i bolesna. Nie będę temu zaprzeczał. Jest coś wyjątkowego i głęboko przygnębiającego w poświęceniu życia ochronie innych, dźwiganiu ciężaru decyzji o życiu lub śmierci i obserwowaniu, jak własna rodzina bagatelizuje to wszystko, sprowadzając do zwykłych przejażdżek furgonetką.
Sześć miesięcy temu sytuacja uległa pogorszeniu.
Kaye się zaręczyła. Nazywał się Preston Whitley i był dokładnie takim mężczyzną, jakiego by wybrała. Przystojny, owszem, ale skromny i niesamowicie odnoszący sukcesy – kapitał wysokiego ryzyka, mnóstwo olśniewających interesów, którymi można się chwalić na przyjęciach – pochodził z bogatej i wpływowej rodziny. Zaręczyny ogłoszono podczas rodzinnego obiadu, a radość Kaye była ogromna. Nie dlatego, że była zakochana, choć być może tak było, ale dlatego, że wygrała. Znalazła Świętego Graala w tym konkursie, w którym nigdy nie brałam udziału: męża, który wydawał się idealny na papierze.
„Rodzina Prestona jest bardzo znana” – wykrzyknęła moja matka. „Jego ojciec zna wszystkich w Waszyngtonie”.
To przykuło moją uwagę, ale zachowałem neutralny wyraz twarzy.
„Co robi jego ojciec?” zapytałem.
„On jest konsultantem” – szybko wyjaśniła Kaye. „Stosunki z rządem i takie tam”.
Konsultant ds. relacji rządowych, który zna wszystkich w Waszyngtonie. Może to być zarówno legalny doradca polityczny, jak i dyrektor firmy lobbingowej, i wiele więcej. Pomyślałem, że pomyślę o tym później.
Stare nawyki.
Przyjęcie zaręczynowe zaplanowano na połowę września w domu moich rodziców: bardzo eleganckie przyjęcie w ogrodzie, z udziałem obu rodzin. Kaye była w pełni zaangażowana w organizację ślubu, co oznaczało, że wszystko musiało być idealne, imponujące i przede wszystkim lepsze niż wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłam. Ponieważ nigdy wcześniej nie byłam zaręczona, było to dla niej łatwe.
„Przyjdziesz, prawda?” – zapytała mnie trzy tygodnie przed przyjęciem. Piliśmy kawę, a raczej domagała się mojej obecności na kawę, żeby porozmawiać ze mną o przygotowaniach do ślubu.
„Oczywiście” – odpowiedziałem.
„Świetnie. A Sonia…” – Jego głos nabrał szczególnego tonu. „Może powinnaś się trochę lepiej ubrać. Wiem, że zazwyczaj nosisz ubrania robocze, ale…”
„Ubiorę się stosownie” – zapewniłam go.
„I proszę, nie mów za dużo o swojej pracy. Rodzice Prestona są bardzo utalentowani i nie chcę, żeby myśleli…”
Urwała, ale dokończyłam zdanie w myślach. Nie chcę, żeby myśleli, że jesteśmy rodziną, w której dziewczyna zarabia na życie rozwożeniem zakupów.
„Będę się dobrze zachowywać” – powiedziałam, biorąc łyk kawy, aby ukryć uśmiech.
Ironia losu polega na tym, że nie miałem zamiaru rozmawiać o mojej pracy. Nigdy nie miałem. Ale niepokój Kaye był wymowny. Opowiedziała już Prestonowi i jego rodzinie swoją wersję mojej kariery, a teraz panicznie bała się, że jej zaprzeczę.
Dwa tygodnie poprzedzające święta były niezwykle pracowite. Sytuacja w Pakistanie, poza moim regionem, rozwijała się, ale dokładano wszelkich starań, aby przygotować się na potencjalne sytuacje kryzysowe. Spędzałem noce w bezpiecznych miejscach, rozmawiając przez telefon z kierownictwem Departamentu Stanu i koordynując działania z innymi agencjami. Według codziennych wiadomości od mojej matki, musiałem również pomagać w przygotowaniach do świąt.
„Czy możesz pójść i przynieść kwiaty?” – głosiła jedna z wiadomości.
„Sonia, firma cateringowa musi znać liczbę gości. Potwierdziłaś swoją obecność? Kaye musi to wiedzieć.”
Na każde z nich odpowiadałem sprawnie i wymijająco, pomagając jednocześnie koordynować potencjalne drogi ewakuacji dla personelu amerykańskiego w Azji Południowej. Moje życie było przykładem kompartymentalizacji.
Rano w dniu przyjęcia zaręczynowego odebrałem telefon od mojego przełożonego, Jerry’ego Oaksa, agenta specjalnego DSS, który przepracował 23 lata w tej służbie.
Fairchild, wiem, że dziś nie pracujesz, ale musisz być czujny.
Miałem ścisk w żołądku.
„Co się dzieje?”
„Sekretarz ma dziś wieczorem nieplanowany postój w Maryland. To wizyta osobista, bardzo dyskretna, ale potrzebujemy lokalnych zasobów na wypadek sytuacji awaryjnej. Jest pan najbliższym wykwalifikowanym regionalnym oficerem bezpieczeństwa”.


Yo Make również polubił
Kilka Kropli i Ani Jednej Muchy W Domu: Po Dwóch Miesiącach Walki Zniknęły W 1 Minutę
Jak zrobić spiralną obcinarkę do ziemniaków
Produkty do detoksu po szczepieniu na COVID-19 dr Mercoli
Ciasto jabłkowo-cynamonowe