Reklama Moje przemówienie pożegnalne zostało przerwane: „Nie mamy na to czasu”. Zamknąłem laptopa… Wtedy inwestorzy poprosili o rozmowę ze mną. – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Reklama Moje przemówienie pożegnalne zostało przerwane: „Nie mamy na to czasu”. Zamknąłem laptopa… Wtedy inwestorzy poprosili o rozmowę ze mną.

Moje przemówienie pożegnalne zostało przerwane: „Nie mamy na to czasu” — po czym inwestorzy poprosili o możliwość mówienia ze mną.

Wspaniale było dla mnie pracować z Wami nad udoskonaleniem dostępności dla osób słyszących.

„Dość!” – warknął René, wskazując na drzwi. „Nie mamy na to czasu. Wyjdź już”.

Dwadzieścia trzy twarze wpatrywały się we mnie, zastygłe w oszołomionej ciszy. Mój zespół badawczy – błyskotliwi ideolodzy i inżynierowie, którzy pracowali ze mną od lat – spuszczali wzrok lub wymieniali pytające spojrzenia. Nikt się nie odezwał. Nikt się nie poruszył.

Za mną znajdowały się slajdy z prezentacją, na których nadal można było zobaczyć nasze osiągnięcia: 83-procentową poprawę rozpoznawania mowy wśród osób z umiarkowanym ubytkiem słuchu, ponad 5000 osób objętych leczeniem w naszych klinikach oraz uznanie trzech międzynarodowych organizacji ochrony zdrowia.

Przełknęłam ślinę, czując, jak gorąco podchodzi mi do gardła. Siedem lat zaangażowania zamieniło się w nicość w siedem sekund.

„Rozumiem” – mruknęłam, zbierając notatki drżącą ręką, z bijącym sercem. Zamknęłam laptopa, odłączyłam go od zasilania i wsunęłam do torby.

Rainer niecierpliwie spojrzał na zegarek – został mianowany dyrektorem technicznym zaledwie sześć tygodni wcześniej. Najwyraźniej to był moment, na który czekał.

Spojrzałem ostatni raz na mój zespół. Lena, nasz geniusz przetwarzania sygnałów, miała łzy w oczach. Gustaf, nasz najstarszy stażem inżynier, gorączkowo wycierał okulary. Nawet Jace, stoicki i powściągliwy, miał tak mocno zaciśniętą szczękę, że jego mięśnie drżały.

„To był dla mnie największy zaszczyt” – zdołałem powiedzieć, zanim wyszedłem, a moje kroki rozbrzmiały echem w ciężkiej ciszy.

Na zewnątrz wiosenne słońce zdawało się ze mnie kpić. Dotarłam do samochodu, zanim ogarnął mnie pierwszy szloch. Przycisnęłam czoło do kierownicy, a ramiona drżały.

Wszystko, co stworzyłem — technologia, która pozwoliła tysiącom ludzi znów usłyszeć swoich bliskich — znajdowało się teraz w rękach kogoś, dla kogo liczyła się tylko marża zysku i kwartalne wyniki.

Uruchomiłem silnik i odjechałem spod siedziby Audiovance, wierząc, że robię to po raz ostatni. Nie miałem pojęcia, że ​​za niecałe cztery godziny zadzwonią do mnie z pilną prośbą.

Ale najpierw miałem o wiele ważniejsze spotkanie.

Zanim przejdziemy dalej, dziękuję za dołączenie do mnie w tej przygodzie. Jeśli spodobała Ci się ta historia, kliknij „Lubię to” i zasubskrybuj, aby odkryć więcej podobnych historii. Twoje wsparcie jest nieocenione, a ja czytam wszystkie komentarze.

Wróćmy teraz do tego, co wydarzyło się tamtego ranka, po tym jak opuściłem Audio Vance.

Nazywam się Vienn. Mam 36 lat, jestem niezwykle skrupulatny i pasjonuję się dźwiękiem. Dorastałem z dziadkiem, który stopniowo tracił słuch po sześćdziesiątce, i widziałem, jak izoluje się od spotkań rodzinnych, ponieważ jego aparaty słuchowe wzmacniały dźwięk zamiast go poprawiać. Ta technologia zdradziła go i miliony innych.

Po uzyskaniu podwójnego doktoratu z astrologii i elektrotechniki odrzuciłem lukratywne oferty pracy od dużych firm technologicznych w Audiovance, średniej wielkości firmie specjalizującej się w technologiach słuchowych, która zgodziła się pozwolić mi rozwijać moje niekonwencjonalne pomysły na temat adaptacyjnego przetwarzania dźwięku.

Kiedy przyjechałem do weekendowej kliniki słuchu, którą założyłem w Riverdale — dzielnicy, której większość przedsiębiorców nie uznałaby za godną uwagi — odłożyłem wszystko inne na bok.

Klinika mieściła się w odnowionym ośrodku kultury. Nic luksusowego, ale doskonale wyposażona, by pomagać ludziom pozostawionym przez system opieki zdrowotnej.

Pani Amelia Gonzalez czekała na mnie, starannie składając zniszczone dłonie. W wieku 78 lat spędziła 40 lat jako skrzypaczka, zanim stopniowo straciła słuch na wysokie częstotliwości.

„Spóźniłam się na spotkanie, prawda?” – zapytała drżącym głosem. „Mój autobus się spóźnił”.

Sprawdziłem godzinę: 10:15, podczas gdy jego spotkanie było o 10:00.

„Jesteś punktualnie” – skłamałem cicho, prowadząc ją do gabinetu. „Mam dziś dla ciebie coś specjalnego”.

Mój telefon zawibrował w kieszeni. Zignorowałem to.

„Jutro jest recital twojej wnuczki, prawda?” zapytałem, wyjmując małą walizkę z naszej prototypowej szafy.

Jej oczy rozbłysły. „Tak. Mała Izabela. Pierwsze skrzypce w wieku ośmiu lat. Nie słyszałam jej wyraźnej gry od dwóch lat”.

Otworzyłem obudowę i moim oczom ukazały się dwa maleńkie urządzenia.

„Te urządzenia wykorzystują nasz zupełnie nowy, adaptacyjny algorytm. Zamiast wzmacniać wszystko, wykrywają dźwięki muzyczne i wzmacniają ich naturalną jakość”.

Mój telefon ciągle wibrował. Przełączyłem go na tryb cichy.

Przez następną godzinę pracowałem z panią Gonzalez, dopracowując ustawienia, podczas gdy ona słuchała nagrań skrzypcowych. Kiedy zagrałem utwór Vivaldiego – jej ulubiony – w jej oczach pojawiły się łzy.

„Słyszę smyczek na strunach” – mruknęła. „Zapomniałam tego dźwięku”.

W tym momencie, nawet w trybie cichym, mój telefon rozświetlił się kilka razy. Dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia. Czternaście wiadomości głosowych. Trzydzieści dziewięć SMS-ów.

Podczas gdy pani Gonzalez ćwiczyła wkładanie i wyjmowanie urządzeń, ja szybko przejrzałam wiadomości.

Międzynarodowe konsorcjum przybyło wcześniej i poprosiło o spotkanie. Zarząd zwołuje nadzwyczajne posiedzenie. Decyzja w sprawie finansowania w wysokości 80 milionów dolarów zostanie podjęta dzisiaj. Gdzie jesteś? Zadzwoń natychmiast.

Ostatnia wiadomość pochodziła od samego prezesa zarządu.

Sytuacja krytyczna. Twoja obecność jest pilnie wymagana.

Odłożyłem słuchawkę i zwróciłem się z powrotem do pani Gonzalez.

„Jak się czujesz? Dobrze?”

Skinęła głową, promieniejąc. „Idealnie. Co ci za to jestem winna?”

„Są częścią naszego programu badań przesiewowych w społeczności” – odpowiedziałem. „Proszę cię po prostu, żebyś wrócił w przyszłym tygodniu i opowiedział mi, jak poszedł recital Isabelli”.

Po odejściu pani Gonzalez odwiedziłem trzech innych pacjentów: emerytowanego pracownika budowlanego cierpiącego na utratę słuchu wywołaną hałasem, nastolatka mającego trudności z przetwarzaniem słuchowym oraz kierowcę autobusu zmagającego się z problemami ze słuchem kierunkowym.

Każdy z nich przypominał mi, dlaczego w ten sposób ustrukturyzowałem swoje badania: prawdziwi ludzie stawiający czoła prawdziwym wyzwaniom, których standardowe aparaty słuchowe nie były w stanie rozwiązać.

O 14:30 w końcu sprawdziłem pocztę głosową.

„Wiedeń, tu Harold Bennett”. Głos przewodniczącego był napięty. „Global Accessibility Consortium przyjechało dziś rano, a nie w przyszłym tygodniu. Chcą się z tobą spotkać osobiście. Nie będą się z nikim innym spotykać. Zadzwoń do mnie natychmiast”.

Następna wiadomość.

„To pilne. Konsorcjum dysponuje 80 milionami dolarów finansowania i musi podjąć decyzję dzisiaj. Pan Reer próbował wygłosić prezentację, ale został przerwany. Chcą poznać pański model integracji społecznej i najnowsze aktualizacje. To, co wydarzyło się dziś rano, było nieporozumieniem. Pańskie stanowisko pozostaje nieobsadzone. Proszę zgłosić się do centrali jak najszybciej”.

Oparłem się o ścianę, chłonąc wszystko.

Global Accessibility Consortium reprezentowało rzeczników praw osób niepełnosprawnych i przedstawicieli systemów opieki zdrowotnej z 16 krajów. W zeszłym miesiącu odwiedzili oni nasze kliniki i laboratoria badawcze, pod wrażeniem naszego priorytetu, jakim jest połączenie przystępności cenowej z innowacyjnością.

I jasne było, że dokonali wyboru.

Oddzwoniłem do Bennetta.

„Gdzie byłeś?” zapytał.

„Pracowałem z pacjentami w klinice Riverdale” – powiedziałem – „tej, którą Rainer nazwał wczoraj marnotrawstwem zasobów”.

„Później omówimy priorytety” – mruknął. „Konsorcjum odmawia spotkań z kimkolwiek innym. Ich finansowanie zależy od twojego udziału”.

„Już nie pracuję w tej firmie” – przypomniałem mu spokojnie – „co wyraźnie pokazałem dziś rano”.

„Niefortunne nieporozumienie” – pospieszył z odpowiedzią Bennett. „Co musiałoby się stać, żebyś natychmiast wrócił?”

Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Przygotowałem się na wiele ewentualności po zwolnieniu, ale nie na tę.

Moim zdaniem firma Aiovance podjęła świadomą decyzję: priorytetowo potraktowała kontrakty szpitalne i drogie systemy kosztem ich dostępności dla ogółu społeczeństwa.

Ale zainteresowanie konsorcjum nagle dało mi nieoczekiwaną siłę przetargową.

„Słucham” – upierał się Bennett.

Kiedy milczałem, pomyślałem o pani Gonzalez, która po raz pierwszy od lat wyraźnie słyszy struny skrzypiec, i o moim zespole wierzącym w nasz cel.

„Tworzę niezależny dział ds. dostępności” – powiedziałem. „Testy społecznościowe i dystrybucja pozostają naszą główną strategią. Mój zespół podlega bezpośrednio mnie, bez pośrednictwa działu technicznego”.

„Nie możemy przeprowadzić restrukturyzacji całej firmy tylko dlatego, że konsorcjum koncentruje się na organizacjach silnie zintegrowanych ze społecznością” – zaprotestował.

„W takim razie może woleliby wesprzeć moją niezależną działalność” – przerwałem.

Zapadła długa cisza, po której Bennett wydał ostatnie tchnienie.

„Przyjdź do biura za godzinę. Omówimy szczegóły.”

Zakończyłam rozmowę i usiadłam w cichym pokoju konsultacyjnym, otoczona narzędziami i technologią, którą pomogłam zaprojektować. Targały mną sprzeczne emocje: chęć zemsty, niepokój i coś mroczniejszego, czego nie potrafiłam nazwać.

Właśnie zamykałam drzwi, gdy mój telefon zawibrował.

Wiadomość od Leny.

Co się dzieje? Członkowie zarządu biegają jak spanikowane kurczaki. Rainer wygląda, jakby miał zaraz eksplodować.

Odpowiedziałem: Wrócę. Powiedz zespołowi, żeby poczekał.

Podróż do siedziby Audio Vance zajęła 30 minut w popołudniowym ruchu — czas ten wykorzystałem na uspokojenie się i przypomnienie sobie, co jest naprawdę ważne.

Nie chodziło o wygranie bitwy między firmami. Chodziło o zachowanie miejsca pracy, które mogłoby pomóc milionom ludzi.

Przejście przez korytarz wydawało się nierealne. Ten sam ochroniarz, który widział, jak chwilę wcześniej wychodziłam z płaczem, teraz skinął głową z szacunkiem.

W windzie dostrzegłam swoje odbicie: miałam lekko potargane włosy, byłam ubrana w dżinsy i luźną bluzkę szpitalną zamiast swojego zwykłego stroju do pracy.

Nie ubrałam się tak, żeby zrobić na kimś wrażenie.

Doskonały.

Kiedy drzwi na piętrze zarządu się otworzyły, zobaczyłem Bennetta z dwoma członkami zarządu, Adirą i Wilsonem. Na ich twarzach malowała się panika.

„Są w laboratorium demonstracyjnym” – powiedział Bennett bez zbędnych wstępów. „Powiedzieliśmy im, że bierzesz udział w wydarzeniu społecznym, co najwyraźniej zrobiło na nich jeszcze większe wrażenie”.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

W moje 18. urodziny mój tata rzucił we mnie banknotem 50 dolarów i powiedział: „Wynoś się, mam dość płacenia za czyjeś życie”.

W moje 18. urodziny tata rzucił we mnie 50-dolarowym banknotem i powiedział: „Wynoś się. Nie będę już płacił za czyjś ...

To zupełnie nowa informacja

Siniaki to powszechne zjawisko, którego większość ludzi doświadcza w pewnym momencie swojego życia. Dzieje się tak, gdy małe naczynia krwionośne ...

Zagadkowy zapach zwiastujący koniec

Niektórzy twierdzą, że wyczuli wyjątkowy zapach tuż przed śmiercią bliskiej osoby. Odkryj tajemnice i wyjaśnienia otaczające to intrygujące zjawisko. Zmiany ...

10 objawów fibromialgii, które powinien przeczytać każdy, kto cierpi na bóle mięśni

Jeśli cierpisz na niewyjaśniony przewlekły ból lub czujesz ciągłe zmęczenie, istnieje prawdopodobieństwo, że cierpisz na fibromialgię. Ta mało znana i ...

Leave a Comment