„A może po prostu zmysł biznesowy. Moja firma może i upadła, ale przez dwadzieścia lat nauczyłem się kilku rzeczy”.
„Opowiedz mi o tym” – powiedział, zaskakując mnie. „Twoja firma. Co ją wyróżniało przed incydentem?”
Nikt nie pytał mnie o „Elegancję” Harpera od czasu jej upadku. Ludzie albo całkowicie unikali tematu, albo rozmawiali o nim półgłosem, z politowaniem, ale pytanie Alexandra było przepełnione autentyczną ciekawością.
Opisywałam więc firmę, którą zbudowałam od jednoosobowej działalności w swoim mieszkaniu do czterdziestosiedmioosobowego zespołu z klientami korporacyjnymi na Środkowym Zachodzie. Naszym znakiem rozpoznawczym była personalizacja. Nigdy nie korzystaliśmy z szablonów. Każde wydarzenie było tworzone od podstaw w oparciu o wizję i potrzeby klienta.
Wbrew sobie w moim głosie zabrzmiała duma.
„Byliśmy znani z rozwiązywania niemożliwych problemów. Burmistrz kiedyś nazwał nas Navy SEALs planowania wydarzeń. Jeśli coś wydawało się logistycznie niemożliwe, to właśnie do nas dzwonili”.
„Do czasu incydentu z owocami morza” – zauważył niemiłosiernie.
„Do tego czasu” – zgodziłem się. „Jedna awaria sprzętu, jedna fatalna noc i dwadzieścia lat reputacji przepadło”.
Aleksander poruszył się na krześle, a lekki grymas na jego twarzy zdradzał dyskomfort, mimo że próbował go ukryć.
„Świat biznesu potrafi być pod tym względem bezlitosny. Jeden błąd niweczy tysiące sukcesów”.
„To ci się przydarzyło?” – zapytałem śmiało. „Pomyłka?”
Uniósł brwi, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do tak bezpośrednich pytań.
„Mój stan jest wrodzony, to wada wrodzona, chociaż poważne objawy dały o sobie znać dopiero niedawno”.
„Miałam na myśli twoją rodzinę” – wyjaśniłam. „Zauważyłam, że nikt cię nie odwiedził. Jak na kogoś, kto przygotowuje się do operacji zagrażającej życiu, wydajesz się zadziwiająco samotny”.
Cień przemknął przez jego twarz.
„Moja sytuacja rodzinna jest skomplikowana. Moja była żona mieszka w Monako ze swoim trzecim mężem. Mój syn zarządza naszymi operacjami w Azji z Singapuru. Oczywiście zostali powiadomieni, ale jeszcze nie przyjechali. W razie potrzeby będą obecni na moim pogrzebie” – powiedział z zaskakującym dystansem. „Albo na konferencji prasowej ogłaszającej mój powrót do zdrowia, jeśli tobie i dr. Weberowi się uda”.
Zrobił na mnie wrażenie sposób, w jaki nawiązał do swojej możliwej śmierci.
„Czy to ci nie przeszkadza, że jesteś sama w takiej chwili?”
Gestem wskazał nam prywatną klinikę.
„Nie jestem sama. Mam cały zespół medyczny, personel dbający o każdą moją potrzebę, a teraz ty, mój złotokrwisty wybawco”.
„To nie to samo, co rodzina”.
„Może nie”. Przyjrzał mi się z nowym zainteresowaniem. „Ale pani sama rzadko otacza się bliskimi, pani Bennett. Pani córka nadal mieszka w Chicago, a z tego, co pani wspominała o siostrze, wasze stosunki wydają się co najmniej napięte”.
Ta obserwacja była bolesna, bo okazała się trafna.
Zmieniłem temat.
„Czy jest coś, co chciałbyś zrobić przed operacją? Gdziekolwiek chciałbyś pojechać, póki jeszcze możesz?”
Wydawał się rozbawiony pytaniem.
„Brzmisz tak, jakbyś oferował spełnienie ostatniej woli umierającego człowieka”.
„Proponuję ci rozproszenie uwagi” – poprawiłam. „Siedzenie tutaj i odliczanie do operacji nie może dobrze wpływać na poziom stresu”.
Ku mojemu zdziwieniu, rozważył tę sugestię poważnie.
„Na starówce jest mała galeria sztuki. Wystawiają kolekcję, którą bardzo chciałem zobaczyć.”
„W takim razie powinniśmy iść” – powiedziałem impulsywnie. „Jeśli dr Weber wyrazi zgodę, oczywiście”.
Tego popołudnia, po długich negocjacjach z zespołem medycznym, udaliśmy się do galerii prywatną limuzyną Alexandra. Towarzyszyła nam pielęgniarka, dyskretnie monitorując jego funkcje życiowe za pomocą małego urządzenia, które nosił pod nieskazitelnym garniturem.
Galeria była zamknięta dla zwiedzających podczas naszej wizyty, co stanowiło kolejne przypomnienie o władzy, jaką ten człowiek sprawował, nawet z łoża boleści. Na wystawie prezentowano prace współczesnych europejskich artystów, którzy zgłębiali tematykę przemijania i trwałości – temat, który wydał mi się niemal zbyt oczywisty, biorąc pod uwagę nasze okoliczności.
Alexander powoli poruszał się po przestrzeni, od czasu do czasu zatrzymując się, by bliżej przyjrzeć się jakiemuś dziełu. Zauważyłem, że szczególnie pociągały go prace bardziej prowokacyjne – te, które podważały konwencjonalną estetykę lub prezentowały niekomfortowe zestawienia.
„Co widzisz na tym zdjęciu?” zapytał, zatrzymując się przed dużym płótnem, które dla mojego niewprawnego oka wyglądało jak chaotyczne plamy czerwieni na ciemnym tle.
„Szczerze mówiąc, wygląda to jak krwawa łaźnia” – powiedziałem bez zastanowienia.
Ku mojej uldze roześmiał się — był to szczery dźwięk, który na chwilę odmienił jego surowe rysy.
„Właśnie dlatego cenię sobie pani towarzystwo, pani Bennett. Bez sztucznej analizy, bez pretensjonalności.”
„Harper” – powiedziałem nagle. „Skoro mamy być związani więzami krwi – dosłownie – równie dobrze możesz mówić mi po imieniu”.
„Harper” – powtórzył, jakby sprawdzając brzmienie. – „A ja jestem Alexander, choć większość mówi do mnie Alex”.
„Nie pan Richter?” – zapytałem z lekkim sarkazmem.
„Tylko ci, którzy czegoś ode mnie chcą” – odpowiedział ironicznie.
Kontynuowaliśmy przechadzkę po galerii, nasza rozmowa płynęła teraz bardziej naturalnie. Kiedy wróciliśmy do kliniki, uświadomiłam sobie, że spędziłam popołudnie nie myśląc o SMS-ach Gavina, mojej sytuacji finansowej, ani nawet o dziwności mojej obecnej sytuacji. Przez kilka godzin byłam po prostu znów Harper – zaangażowana, ciekawa, obecna.
Po powrocie do apartamentu znalazłem trzy nieodebrane połączenia od Mii i wiadomość tekstową, która mroziła mi krew w żyłach.
Tata pojawił się u mnie w mieszkaniu. Wie o sprawie Richtera. Jest teraz w prasie finansowej – jakiś artykuł o tym, że „rzadki dawca krwi ratuje bankowego potentata”. Mówi o „interesach rodzinnych” i „prawnej wspólności majątkowej”. Zadzwoń do mnie jak najszybciej.
Zadzwoniłem do niej natychmiast, moje ręce lekko się trzęsły.
„Co dokładnie powiedział?”
„Twierdzi, że skoro byliście jeszcze prawnie małżeństwem, kiedy zawieraliście umowę z Richterem, należy mu się połowa odszkodowania z tytułu wspólnego majątku”. Głos Mii drżał z gniewu. „Skonsultował się z prawnikiem, mamo”.
Zamknęłam oczy, a krótka popołudniowa normalność rozsypała się wokół mnie. Oczywiście, że Gavin znajdzie sposób, żeby wmieszać się w tę sytuację. Oczywiście, że będzie próbował odebrać mi to, co moje.
„Czy on ci groził?” – zapytałam, czując nagłą matczyną opiekuńczość.
„Niezupełnie” – powiedziała Mia. „Próbował być czarujący. Wiesz, jak się zachowuje, kiedy czegoś chce. Ale kiedy kazałam mu odejść, powiedział, że powinnam zastanowić się nad swoją przyszłością i nad tym, jak te pieniądze mogłyby przynieść korzyści nam wszystkim jako rodzinie”.
Znajome taktyki manipulacji sprawiły, że zrobiło mi się niedobrze.
„Zajmę się tym” – obiecałem jej. „Rozwód może nie być sfinalizowany, ale mamy podpisaną umowę separacyjną, która jasno określa podział majątku. Nie może tego tknąć”.
Ale nawet gdy uspokajałem Mię, wkradły się wątpliwości. Umowa separacyjna została podpisana, zanim którekolwiek z nas dowiedziało się o mojej złotej krwi i o tym, jakie odszkodowanie to przyniesie. Czy miałoby to jakieś znaczenie prawne?
Po tym, jak się rozłączyliśmy, usiadłam na skraju łóżka, nagle wyczerpana w sposób, który nie miał nic wspólnego z oddawaniem krwi. Wszechświat zdawał się uparcie przypominać mi, że każda pozytywna strona niesie ze sobą nową chmurę. Znalazłam niespodziewaną deskę ratunku, tylko po to, by Gavin wyciągnął do mnie ręce.
Ciche pukanie do drzwi przerwało moje myśli. Andrea stała tam z widocznym zaniepokojeniem na twarzy.
„Złe wieści z domu?” – zapytała. „Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha”.
„Mój były” – wyjaśniłam ze zmęczeniem. „Plotkuje, że chce wziąć połowę pieniędzy Richtera”.
Wyraz twarzy Andrei stwardniał.
„Niektórzy ludzie naprawdę pokazują swoje prawdziwe oblicze, gdy w grę wchodzą pieniądze, prawda?”
„Gavin pokazał swoje prawdziwe oblicze miesiące temu” – odpowiedziałem. „To tylko występ na bis”.
Ranek w dniu operacji Alexandra wstał pogodny i rześki, a Alpy wyraźnie rysowały się na tle idealnie błękitnego nieba. Poprzedniego dnia oddałam ostatnią krew przed operacją i czułam się zaskakująco silna dzięki intensywnemu wsparciu żywieniowemu i protokołom dotyczącym odpoczynku w klinice.
Z balkonu obserwowałem, jak helikopter medyczny ląduje na dachu kliniki, przywożąc, jak przypuszczałem, specjalistyczny zespół chirurgiczny, który miał przeprowadzić zabieg. Mój telefon zawibrował, gdy dostałem SMS-a od Mii.
Myślę dziś o Tobie. Daj znać, jak poszło z operacją pana R.
Uśmiechnęłam się na troskliwość córki. Pomimo wszystkiego, przez co przeszła – przerwanej edukacji, wywróconego do góry nogami stabilnego życia, zdrady ojca – Mia wciąż zachowała wrodzoną empatię.
Przynajmniej dobrze ją wychowując.
Od czasu, gdy poleciłam mojej adwokatce rozwodowej wysłanie mu stanowczego listu z żądaniem zaprzestania naruszeń, nie było już żadnego kontaktu z Gavinem. Czy to go zniechęci, dopiero się okaże, ale dziś odłożyłam te obawy na bok.
Dzisiaj rozmawialiśmy o Aleksandrze i dziwnym zbiegu okoliczności, który nas połączył.
Pukanie oznajmiło obecność Tima Blackwooda, ubranego bardziej formalnie niż zwykle w ciemny garnitur i krawat.
„Pani Bennett-Harper” – poprawił się, przyjmując bardziej osobisty zwrot, który zainicjował Alexander. „Pan Richter prosił o spotkanie przed operacją”.
„Czy to dozwolone?” – zapytałem zaskoczony. „Myślałem, że już go przygotowują”.
„Tak” – potwierdził Blackwood. „To nietypowe, ale on bardzo nalegał”.
Poszedłem za nim na oddział chirurgiczny, gdzie dostałem sterylne ubranie do założenia na ubranie, zanim wpuszczono mnie do sali przedoperacyjnej. Alexander leżał na noszach, do jego szczupłej sylwetki podłączone były różne monitory, a wenflon był już założony. Wyglądał jakoś na mniejszego, bardziej bezbronnego, szpitalna koszula zastąpiła jego zwyczajny garnitur szyty na miarę.
„Harper” – powiedział, gdy mnie zobaczył, głosem spokojnym pomimo okoliczności. „Dziękuję, że przyszłaś”.
„Oczywiście” – odpowiedziałem, podchodząc bliżej. „Jak się czujesz?”
„Fizycznie? Mniej więcej tak, jak można by się spodziewać przed rozcięciem klatki piersiowej”. Próba żartu nie zdołała zamaskować napięcia w głosie. „Psychicznie? Dlatego prosiłem o spotkanie”.
Gestem pokazał mi, żebym podszedł bliżej, zniżając głos tak, żeby pielęgniarka po drugiej stronie pokoju nie mogła go usłyszeć.
„Istnieje możliwość, że tego nie przeżyję”.
„Lekarze wydają się być bardzo pewni siebie” – zacząłem, ale przerwał mi lekkim potrząśnięciem głowy.
„Są doskonałe, a twoja krew dała mi największą możliwą szansę, ale rzeczywistość pozostaje taka sama. Mam sześćdziesiąt dwa lata i wrodzoną wadę serca. Szanse są spore”. Przerwał, patrząc mi w oczy. „Jeśli sprawy potoczą się źle, Blackwood ma instrukcje dotyczące twojego odszkodowania. I tak otrzymasz pełną kwotę”.
„O to się nie martwiłem” – powiedziałem szczerze.
„Wiem. Właśnie dlatego poczułem potrzebę, żeby ci powiedzieć.”
Jego ręka lekko przesunęła się w kierunku mojej, spoczywającej na poręczy noszy, ale mnie nie dotknęła.
„Podczas naszej krótkiej znajomości pokazałeś mi więcej autentycznej ludzkiej więzi niż większość ludzi w moim życiu. Przyszedłeś do punktu donacji, żeby pomóc córce, a nie sobie. Negocjowałeś stanowczo, ale uczciwie. Traktowałeś mnie jak człowieka, a nie jak konto bankowe. To dla mnie ważne”.
Przełknęłam ślinę, niespodziewanie poruszona jego słowami.
„Nic ci nie będzie, Aleksandrze. A kiedy wyzdrowiejesz, może wykorzystasz część tych miliardów, żeby znaleźć więcej nas, złotokrwistych jednorożców, żeby następna osoba w twojej sytuacji nie musiała się tak desperacko szarpać”.
Cień uśmiechu przemknął po jego ustach.
„Już myślisz jak filantrop. Pieniądze zmieniają ludzi, Harper. Uważaj.”
„Mówi miliarder-bankier” – odparłem.
„Dokładnie.” Jego wyraz twarzy znów spoważniał. „Nie zawsze byłem bogaty. Zbudowałem Richter Banking Group z małej, regionalnej firmy w międzynarodową potęgę. Widziałem, co pieniądze robią z innymi i ze mną.”
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wszedł dr Weber. Jego wyraz twarzy wyraźnie wskazywał, że nasz czas dobiegł końca.
„Musimy kontynuować, panie Richter.”
Aleksander skinął głową.
„Chwileczkę.”
Odwrócił się do mnie.
„Cokolwiek się stanie, dziękuję ci za twoją złotą krew, Harper Bennett. Jest warta o wiele więcej niż 3 miliony dolarów”.
„W takim razie przepłaciłeś” – powiedziałam lekko, próbując złagodzić nagły ciężar między nami.
„Podejrzewam, że na końcu okaże się, że zrobiłem naprawdę dobrą interesówkę”.
Z tym zagadkowym stwierdzeniem skinął głową w stronę doktora Webera, dając mu do zrozumienia, że jest gotowy.
Zostałem odprowadzony z powrotem do mojego apartamentu, gdzie czekała na mnie Andrea z lekkim śniadaniem i wyraźnymi instrukcjami, abym odpoczął.
„Operacja potrwa co najmniej osiem godzin” – poinformowała mnie. „Nie pozostaje nic innego, jak czekać”.
Czekanie nigdy nie było moją mocną stroną. Jako organizatorka wydarzeń, byłam przyzwyczajona do ciągłego ruchu, rozwiązywania problemów, podejmowania decyzji. Wymuszona bezczynność sprawiała, że czułam się niespokojna.
Po zjedzeniu śniadania próbowałam czytać, potem oglądać telewizję, a potem przeglądać strony z wiadomościami na tablecie — robiłam wszystko, żeby odwrócić uwagę od dziwnego niepokoju, który odczuwałam w związku z operacją Alexandra.
„Naprawdę się o niego martwisz, prawda?” – zauważyła Andrea, przynosząc mi herbatę w połowie poranka.
„Czy to dziwne?” – zapytałem. „Tydzień temu w ogóle o nim nie słyszałem. Teraz krążę jak zatroskany przyjaciel”.
„To nic dziwnego” – zasugerowała. „Dosłownie oddałeś swoją krew, żeby uratować mu życie. To tworzy więź”.
„To coś więcej” – przyznałem. „Dużo rozmawialiśmy w ostatnich dniach. Nie jest taki, jakiego się spodziewałem”.
Andrea spojrzała na mnie znacząco.
„Richter cieszy się w kręgach finansowych dość bezwzględną reputacją. Niektórzy nazywają go „Alpejskim Rekinem”.
„Widzę w nim tę stronę” – przyznałem. „Ale jest coś więcej. Pod całą tą władzą i kontrolą jest po prostu człowiekiem, samotnie stawiającym czoła swojej śmiertelności. Tak jak ty, kiedy odszedł twój mąż i upadła twoja firma” – zauważyła cicho.
Ta paralela nie umknęła mojej uwadze. Być może to wyjaśniało nieoczekiwaną relację między nami – dwoje ludzi przyzwyczajonych do kontroli nagle skonfrontowanych z własną bezsilnością.
Około południa Blackwood pojawił się z lunchem i krótką aktualizacją. Operacja przebiegała zgodnie z oczekiwaniami, jak dotąd bez komplikacji. Wydawał się zaskoczony moim wyraźnym zaniepokojeniem.
„Bardzo interesujesz się losem pana Richtera” – zauważył.
„Czy nie powinnam być zainteresowana wynikiem operacji, do której potrzebna jest moja rzadka grupa krwi?” – odparłam z wahaniem.
Blackwood przyglądał mi się zamyślony.
„W ciągu piętnastu lat pracy z Alexandrem Richterem rzadko widziałem, żeby nawiązywał z kimś taką więź, jak z tobą. To nieoczekiwane”.
„Nie jesteśmy przyjaciółmi” – zaprotestowałem. „Właśnie rozmawialiśmy kilka razy, kiedy oddawałem krew”.
„Pan Richter nie ogranicza się do rozmów” – odpowiedział Blackwood. „Każda interakcja ma swój cel”.
Jego słowa mnie zaniepokoiły, sugerując ukryty cel w pozornej otwartości Aleksandra. Czy byłem naiwny? Czy nasze dyskusje miały charakter strategiczny, a nie szczery?
Mój telefon zawibrował z powiadomieniem, na szczęście przerywając ten niepokojący tok myślenia. To był e-mail od mojego adwokata rozwodowego.
Prawnik Gavina formalnie zażądał ujawnienia umowy Richtera w ramach postępowania rozwodowego. Musimy jak najszybciej omówić strategię.
Zalała mnie nowa fala frustracji. Nawet tutaj, tysiące mil stąd, dosięgnął mnie zachłanny wpływ Gavina.
Przesłałem e-mail do prawniczki, którą Blackwood zatrudniła do obsługi ugody Richter, prosząc o jej opinię na temat konsekwencji rozwodu.
Reszta dnia minęła w przeraźliwie powolnym tempie. Odebrałam telefon od Clare, która wydawała się rozdarta między troską a urazą z powodu mojej nagłej zmiany losu. Ponownie porozmawiałam z Mią, uspokajając ją o moim zdrowiu, jednocześnie starannie unikając szczegółów dotyczących Alexandra, które mogłyby dotrzeć do Gavina.
O godzinie siódmej tego wieczoru dr Weber w końcu pojawił się w moich drzwiach, wciąż ubrany w fartuch chirurgiczny, a na jego twarzy malowało się wyczerpanie.
„Operacja zakończona” – oznajmił. „Pan Richter przeżył zabieg”.
„A jego prognozy?” zapytałem, a moje serce niespodziewanie zaczęło bić mocniej.
„Następne czterdzieści osiem godzin jest krytycznych” – powiedział ostrożnie dr Weber. „Ale chirurgicznie osiągnęliśmy wszystko, czego oczekiwaliśmy. Twoja krew zadziałała dokładnie tak, jak tego potrzebowaliśmy. Bez niej…”
Pozostawił zdanie niedokończone, ale jego sens był jasny.
Opadłem na krzesło, zaskoczony intensywnością ulgi, jaką poczułem.
„Kiedy będę mógł go zobaczyć?”
Doktor Weber uniósł brwi.
„Będzie nieprzytomny na oddziale intensywnej terapii przez co najmniej dwadzieścia cztery godziny. Nie ma potrzeby, żebyś…”
„Kiedy będę mógł go zobaczyć?” powtórzyłem stanowczo.
Przyglądał mi się przez chwilę, po czym odpuścił.
„Być może jutro wieczorem, jeśli jego stan na krótko się ustabilizuje”.
Po jego wyjściu stałam przy oknie, obserwując zapadającą nad Jeziorem Genewskim noc, a światła miasta lśniły niczym gwiazdy na Ziemi. Alexander przeżył operację – pierwsza przeszkoda pokonana. Dlaczego to miało dla mnie tak wielkie znaczenie, wykraczające poza praktyczne implikacje naszej umowy, to pytanie, na które nie byłam jeszcze gotowa.
Aleksander pozostał na oddziale intensywnej terapii przez trzy dni. Jego rekonwalescencja postępowała wolniej, niż zespół medyczny się spodziewał, ale bez poważnych powikłań. W tym czasie znajdowałem się w dziwnym zawieszeniu – nie byłem już aktywnym krwiodawcą, ale nie mogłem jeszcze wrócić do domu.
Blackwood wyjaśnił, że muszę pozostać dostępny, aby ewentualnie oddawać kolejne donacje w okresie rekonwalescencji Alexandra, ale podejrzewałem, że moja dalsza obecność w klinice wynika z czegoś więcej niż tylko konieczności medycznych.
Czwartego dnia po operacji w końcu pozwolono mi odwiedzić Alexandra. Był przytomny, ale pod wpływem silnych leków, a jego zwykła, ostra czujność została przytępiona przez środki przeciwbólowe i zmęczenie. Różne rurki i monitory były podłączone do maszyn, które wydawały dźwięki i brzęczały, śledząc jego funkcje życiowe z kliniczną precyzją.
„Harper” – powiedział, gdy mnie zobaczył, a jego głos brzmiał chrapliwie, jak zwykle. „Wciąż tu jesteś”.
„Gdzie indziej miałbym być?” – odpowiedziałem, siadając na krześle obok jego łóżka. „Ktoś musi dopilnować, żeby cała ta złota krew się nie zmarnowała”.
Cień jego zwykłego uśmiechu pojawił się na jego bladych ustach.


Yo Make również polubił
Buraczki z Miodem i Musztardą Francuską: Doskonała kombinacja słodyczy i pikantności
Magiczna Infuzja: Cytryna i Liść Laurowy dla Idealnego Trawienia
Szybkie i Smaczne Jogurtowe Ciasto: 4 Jogurty, 2 Minuty, Zero Mąki!
Pączusie – Przepis, Który Broni Się Smakiem