Jego oczy zamrugały.
Głos Victora był spokojny i zabójczy. „Mów.”
Mężczyzna przełknął ślinę. „Nazywają go Administratorem”.
„Imię” – powiedziałem.
Pokręcił głową, a panika przebiła się przez brawurę. „Nie znam go. Znam tylko głos. Telefony przychodzą, zamówienia wychodzą. Yvon po prostu… dostarcza.”
„A 10:29?” zapytałem.
Usta mężczyzny zadrżały. „Przerwa. Wtedy podwórko jest pełne”.
Poczułem ucisk w klatce piersiowej.
„Było dwadzieścia dziewięć nazwisk” – powiedziałem. „Dlaczego dwadzieścia dziewięć?”
Odwrócił wzrok. „Dwadzieścia dziewięć miejsc” – wyszeptał. „Dwadzieścia dziewięć miejsc. To wszystko, co wiem”.
Po drugiej stronie parkingu zaparkowano samochód, ale silnik był słaby.
Victor gwałtownie podniósł głowę. „Mamy ruch”.
Ale to nie był Yvon.
To był ten starszy mężczyzna.
Odjechał płynnie, bez pośpiechu, jak ktoś, kto wie, że nikt go nie zatrzyma.
Patrzyłem, jak tylne światła gasną i poczułem, jak coś brzydkiego osiada za moimi żebrami.
Goniliśmy za bandytą.
A profesjonalista obserwował nasz pościg.
Tej nocy imię „Administrator” nie wydawało się już przezwiskiem.
Wydawało się, że to tytuł.
A tytuły zazwyczaj zawierają zasoby.
O 6:00 rano mój detektyw zadzwonił do mnie sprzed szkoły. „Wystawiliśmy jednostki” – powiedział. „Mamy oczy szeroko otwarte. Ale cokolwiek sobie myślisz, Grant… zachowaj zimną krew”.
„Moja głowa to jedyne, co trzyma moją córkę przy życiu” – powiedziałem.
Analityk wysłał kolejną wiadomość.
Administratorem może być Saul Brown. Były agent wywiadu. Oficjalnie zaginiony od dziesięciu lat. Plotki: operacje zagraniczne, sieci nieujawnione. Trudno potwierdzić.
Saul Brown.
Nazwa ta utkwiła mi w głowie niczym zimna moneta – ciężka i już poplamiona.
Victor przeczytał to i cicho zaklął. „Byli agenci wywiadu nie zajmują się drobnymi oszustwami”.
„Nie” – powiedziałem. „Oni zarządzają systemami”.
Nie mogliśmy czekać, aż federalna sprawa przepłynie przez kanały. Nie, gdy zbliżała się godzina 10:29.
Więc użyliśmy tego, co mieliśmy.
W schowku znajdowało się zdjęcie pustynnego ogrodzenia – rozmazane, jakby zrobione z jadącego samochodu. Na odwrocie notatka: ranczo w Nevadzie.
Nevada.
Victor stuknął w zdjęcie. „Jeśli Brown jest prawdziwy, to właśnie tutaj czuje się nietykalny”.
„A Yvon jest smyczą” – powiedziałem.
Kiedy weszłam, Maya rysowała przy kuchennym stole mojej mamy, tak bardzo starając się zachowywać normalnie, że aż mnie to załamało. Spojrzała w górę, szeroko otwierając oczy.
„Tato” – wyszeptała. „Złapałeś go?”
„Jeszcze nie” – powiedziałem, klękając. „Ale zamierzam”.
Jej palce zacisnęły się na kredce. „Powiedział, że tego nie zrobisz”.
Wziąłem ją za rękę i przycisnąłem do bransoletki na nadgarstku. „Ta mała chorągiewka, którą mi zrobiłaś? To moja obietnica. Nie łamię danych ci obietnic”.
Spojrzała na nią, potem na mnie. „Znowu wychodzisz?”
Nienawidziłam tego, że nie mogłam kłamać. „Muszę coś dokończyć” – powiedziałam. „Ale zostajesz tu z babcią. Z ludźmi, którzy cię kochają. Z drzwiami, które się zamykają”.
Jej warga zadrżała. „A co, jeśli on przyjdzie?”
„Nie przyjdzie” – powiedziałam, a pewność w moim głosie była jedynym darem, jaki mogłam ofiarować. „Jeśli przyjdzie, wszyscy się dowiedzą. Zadzwonisz pod 911. Będziesz krzyczeć. Pobiegniesz do babci. A ja tam będę”.
Maya kiwnęła głową, jakby zapamiętywała instrukcje w taki sam sposób, w jaki dzieci zapamiętują ćwiczenia przeciwpożarowe.
Victor stał za mną. „Idziemy” – powiedział.
Przytuliłem córkę tak mocno, że znów pisnęła.
„Kocham cię” – powiedziała w moje ramię.
„Kocham cię bardziej” – wyszeptałam.
Potem wyszedłem, zanim zdążyła zobaczyć, jak moja twarz się rozpada.
W samochodzie Victor powiedział: „Jeśli to pójdzie źle…”
„Nie może” – przerwałem.
Droga do Nevady ciągnęła się długo i płasko, droga, która sprawia, że czujesz się, jakbyś jechał i jednocześnie utknął w miejscu. Na zmianę prowadziliśmy, na zmianę milczeliśmy, na zmianę opowiadaliśmy ponure żarty, z których się nie śmialiśmy.
O zmierzchu ranczo stało się widoczne — odizolowane od świata, wysokie ogrodzenie, kamery zamontowane niczym nieruchome oczy.
„To jest zbyt czyste” – mruknął Victor.
„Czysty znaczy przygotowany” – powiedziałem.
Podchodziliśmy pieszo, trzymając się nisko, wykorzystując teren, jakby został stworzony, aby nas ukryć.
Główny dom był ciemny, ale ciemność nie oznacza pustki.
Drzwi boczne otworzyły się z cichym kliknięciem.
W środku unosił się zapach kurzu i zimnego metalu, jakby pomieszczenie było używane i sprzątane.
Przemierzałem korytarze z wyłączoną latarką, pozwalając, by światło księżyca wykonało całą pracę. W biurze z tyłu stały dwa komputery, szafka na dokumenty i tablica korkowa.
Ta deska sprawiła, że zrobiło mi się niedobrze.
Trasy. Daty. Nazwy.
I jeszcze jedno zdjęcie mojej córki – inny dzień, inne ujęcie.
Pod spodem, drukowanymi literami napisano:
10:29.
Poniżej, przymocowana do tablicy czarnym spinaczem, znajdowała się mała plastikowa torebka.
W torbie znajdowała się druga bransoletka — bransoletka Mai.
Tę, którą wziął.
Urok spoglądał na mnie oskarżycielsko.
Za mną odezwał się głos.
„Nie powinieneś był tu przychodzić.”
Odwróciłem się.
Yvon stał w drzwiach z pistoletem w dłoni, a jego uśmiech zniknął. Nienawiść w jego oczach była teraz surowa, nie żartobliwa.
„Mówiłem ci” – powiedział. „Ty będziesz następny”.
Moja broń już była w górze, ale za nim słychać było kroki.
Dwóch kolejnych mężczyzn. Jeden z blizną. Jednego nie rozpoznałem.
Przewaga liczebna.
W moim uchu cicho zaszumiało radio Victora – szum i pojedyncze słowo.
“Kontakt.”
Yvon też to usłyszał.
Uśmiechnął się. „Twój brat jest tutaj”.
Mój puls przyspieszył.
„Gdzie jest Saul?” zapytałem, starając się zachować spokojny głos.
Yvon wzruszył ramionami, jakby pytał o pogodę. „Nie musi tu być”.
„On jest Administratorem” – powiedziałem.
Oczy Yvona zamigotały — nieznacznie, ale wystarczająco.
Więc Saul istniał naprawdę.
„Daj spokój” – powiedział Yvon. „Ręce do góry. Spotkasz go. Lubi patrzeć na twarze ludzi, którzy sprawiają problemy”.
„A moja córka?”
Uśmiech Yvona powrócił, blady. „Przesyłka specjalna”.
Coś we mnie pękło.
Nie chodzi mi o wściekłość, bo wściekłość jest chaotyczna.
W centrum uwagi.
Powoli podniosłem ręce w geście poddania się.
Potem się przeprowadziłam.
Następne sekundy nie były momentem superbohatera. Były paskudne i szybkie – ręce, ciała, pęd. Broń przewrócona na bok. Stęk. Huk krzesła.
Jeden mężczyzna upadł.
Drugi się potknął.
Yvon rzucił się do przodu i padliśmy na podłogę, walcząc.
Jego oddech pachniał zwietrzałą kawą i arogancją.
„Nie ratujesz jej” – syknął.
Wbiłem przedramię w jego nadgarstek, aż rozwarł palce.
„Nie masz prawa wypowiadać jej imienia” – powiedziałem.
Na zewnątrz rozległ się trzask strzału — jeden ostry dźwięk, po którym nastąpiły dwa kolejne.
Zwycięzca.
Odkopnąłem broń Yvona i przygwoździłem go kolanem. Wyciągnąłem z kieszeni opaskę zaciskową – nawyk z pracy – i zacisnąłem mu dłonie.
„Gdzie jest Saul?” – zapytałem.
Yvon roześmiał się, a w kąciku ust pojawiła mu się krew. „On jest duchem”.
Radio znów zatrzeszczało.
Głos Victora: „Stodoła. Teraz”.
Wywlokłam Yvona z biura w stronę stodoły, a serce waliło mi tak mocno, jakby chciało wyskoczyć mi z żeber.
Victor stał w drzwiach stodoły, ciężko dysząc, z oczami błyszczącymi od adrenaliny. Dwóch mężczyzn leżało na ziemi, żywych, ale nieruchomych.
„Wszystko w porządku?” zapytał.
„Dobrze” – powiedziałem. „Co tu jest?”
Victor odsunął się na bok.
W środku znajdowały się stragany.
Nie dla koni.
Za małe. Za puste. Za… wykalkulowane.
Zrobiło mi się niedobrze.
Na stole roboczym leżał wydrukowany plan podróży.
SAUL PRZYBYWA O 23:00.
„Dziś wieczorem” – wyszeptałem.
Victor skinął głową. „Wraca”.
Zaciągnęliśmy Yvona do głównego domu i zamknęliśmy go w pokoju na zapleczu. Nie wierzyłem, że jakakolwiek lina się poluzuje, więc użyłem mebli jak klatki.
Wróciliśmy do monitorów w piwnicy — obrazy z kamer pokazywały podjazd, ogrodzenie i drogę.
A potem, niczym diabeł płacący na czas, na odległej kamerze pojawiły się światła reflektorów.
Furgonetka.
Przejechał przez bramę, zatrzymał się, a następnie przyspieszył.
Nie w stronę domu.
Z dala.
„Widział coś” – powiedział Victor.
„On wie” – odpowiedziałem.
Pobiegliśmy do samochodu.
Pościg nie był filmowy. Był brutalny, pustynia pochłaniała dźwięki, a droga rozwijała się pod naszymi reflektorami jak taśma klejąca.
Furgonetka była szybka.
Ale nie było to szybsze od desperacji.
Zmniejszyliśmy dystans, aż mogłem dostrzec sylwetkę kierowcy – ramiona sztywne, głowa wysunięta do przodu.
Na zakręcie, niedaleko skał, furgonetka nagle skręciła, zahaczyła o pobocze i uderzyła w głaz z trzaskiem metalu.
Zatrzymaliśmy się gwałtownie, z bronią w górze i dymem w płucach.
Z samochodu od strony kierowcy wyszedł mężczyzna, utykający i z uniesionym pistoletem.
Był starszy, niż się spodziewałem. Siwy na skroniach. Wyrazisty. Oczy tak zimne, że człowiek zapomina, że jest człowiekiem.
Saul Brown.
„Nie wiesz, czego dotykasz” – powiedział.
„Dokładnie wiem, czego dotykam” – odpowiedziałem. „Dzieci”.
Usta Saula wygięły się w coś, co wcale nie było uśmiechem. „Myślisz, że jesteś pierwszym ojcem, który próbował być odważny?”
Victor poruszał się niczym cień, szybko i precyzyjnie, a ręka Saula trzymająca broń drgnęła, gdy Victor ją odbił.
Saul się potknął.
Powaliłem go na ziemię i skułem własnymi kajdankami.
Przycisnął policzek do piasku, ale i tak się roześmiał.


Yo Make również polubił
PILNE Louise: Twoi rodzice właśnie przyznali: „Mamy…
Sen o zmarłej osobie: znaczenie, interpretacje i co może oznaczać
Jak zachować świeżość truskawek na dłużej: Sekrety soczystych, czerwonych smakołyków, które dłużej zachowują świeżość
Czy picie wody zaraz po przebudzeniu jest korzystne?