„Zasługujesz dokładnie na to, co mi dałeś” – powiedziałem cicho. „Żadnego wsparcia. Żadnej wiary. Żadnego szacunku. A więc to właśnie dostajesz. Żadnej zaliczki. Żadnej chwały. Żadnego chwalenia się w kościele sukcesami swojej córki”.
„Nie możesz tego zrobić” – powiedział.
„Mogę” – powiedziałem. „Tak zrobiłem. Jestem”.
Kursor znów zamrugał w mojej głowie, stały i pewny.
„Wracaj do domu natychmiast” – rozkazał. „Porozmawiamy o tym”.
„Nie wracam do domu” – powiedziałam. „Nigdy. Mam mieszkanie w dzielnicy Pearl do obejrzenia i trasę promującą książkę po trzydziestu miastach, która zaczyna się w przyszłym tygodniu. Mam zaplanowane wywiady i kontynuację do napisania. W końcu mam życie, którego nie da się wymazać”.
„Naomi—”
Rozłączyłem się.
Nastała cisza, która była głośniejsza, niż gdyby krzyczał.
Chloe patrzyła na mnie, wciąż ściskając moją książkę.
„Sześćdziesiąt tysięcy” – powiedziała otępiale.
“Co?”
„Zarobiłam w zeszłym roku sześćdziesiąt tysięcy dolarów” – powiedziała. „Zapracowałam na siebie, sprzedając szminki. Ty zarobiłaś więcej na jednej książce”.
“I made more than that signing my name on one contract,” I said. “And that’s just the beginning.”
She looked down at the dragon again, then back at me.
For a moment, I saw something crack in her facade. Not resentment. Not competition. Just…longing.
“They’re going to spend the rest of their lives rewriting this,” she said. “Telling everyone they always believed in you.”
“Good thing I’m the writer in the family,” I said. “I know how to control the narrative.”
My phone buzzed with a text.
Unknown number, Portland area code.
Diane says you need a place. I’m her sister. Two-bedroom in the Pearl. Rent is $900/month, utilities included. First chapter of your book made me cry (good tears). Can you move in tomorrow? Please say yes.
A laughing sob bubbled up in my chest.
“I have to go,” I told Chloe. “I have an apartment to look at.”
“What do I tell them?” she asked.
I picked up my phone and the now slightly smudged book.
“Tell them the truth,” I said. “Their failed daughter just became a published author. Their pretend writer just started a real career. Their disappointment just turned into someone they’ll spend the rest of their lives claiming they always believed in.”
“They’ll rewrite history,” she said.
“Let them,” I replied. “History’s just stories people agree on. And I’m very good at telling stories.”
She nodded slowly, hugging the book tighter. “Text me your new address?”
“I will,” I said.
“And, Naomi?” Her voice dropped. “I’m proud of you.”
That sentence did what a starred review and a six-figure check hadn’t quite managed. It loosened something in my chest that had been locked up since grad school.
“Thanks,” I said, my throat thick. “I’ll save you a seat at the Portland signing.”
I left her there behind the counter, my dragon on the laminate between us, the “MADE IN THE USA” banner fluttering slightly in the air conditioning.
The Pearl District apartment was on the fourth floor of a building with exposed brick and big windows and a view of the river if you leaned just right. My future roommate—purple hair, nose ring, a T-shirt that said POEMS OR IT DIDN’T HAPPEN—met me at the door with a hug.
“Anyone whose family tries to delete their art is welcome here,” she said, like it was house policy.
In the living room, a throw pillow embroidered with a tiny American flag sat on the couch, the stitches slightly crooked. It made me think of the magnet on my parents’ fridge, clinging to metal, insisting it represented the only version of success.
Maybe my version involved dragons and book tours instead.
That night, in my new room with its scuffed hardwood floors and sun-faded curtains, I stacked a box of my own books in the corner. Ten copies. Ten out of ten thousand. Ten little anchors tying me to a future no one could hit delete on.
I set my laptop on the thrift-store desk by the window and opened a new document.
For a moment, the screen was blank.
The cursor blinked, patient as ever.
I smiled at it.
“All right,” I murmured. “Let’s write this one together.”
Moje palce zawisły nad klawiszami, a następnie zaczęły się poruszać.
Rozdział pierwszy.
Dzień po tym, jak jej ojciec usunął jej książkę, Lydia Blake stała się bestsellerem.
Czasami najlepszą zemstą nie jest złość ani konfrontacja.
Czasami to dziesięć tysięcy książek w twardej oprawie zalegających w magazynach, nad którymi twoi rodzice nigdy nie będą sprawować kontroli, stolik z propozycjami pracowników, za który nie mogą przypisać sobie zasług, nowe życie, w którym nie ma miejsca dla ludzi pojawiających się tylko wtedy, gdy mają powód do przechwałek.
Moi rodzice myśleli, że usunęli moją powieść.
Tak naprawdę usunęli jedynie moje zobowiązanie do włączenia ich w sukces tego przedsięwzięcia.
Książka była już wydrukowana.
Zupełnie jak moje nowe życie.
Tak jak moja przyszłość.
Pierwszej nocy w Pearlu w apartamencie było zbyt cicho.
Żadnego szumu telewizora z salonu. Żadnego szumu zmywarki. Żadnych kroków na korytarzu przed moim pokojem, żadnego nagłego pukania, a potem głosu mamy pytającej, czy aplikowałam tego dnia na jakieś „prawdziwe” stanowiska.
Tylko cichy szum ruchu ulicznego dochodzący z dołu i odległe echo czyjejś muzyki, stłumiona linia basu, która wznosiła się i opadała niczym oddech.
Moja nowa współlokatorka, Tessa, zapukała do moich drzwi około dziesiątej, trzymając w dłoniach dwa niedopasowane kubki. Na jednym widniał napis „NAJLEPSZA SIOSTRA NA ŚWIECIE”. Na drugim była maleńka, haftowana naklejka z amerykańską flagą, która odklejała się na brzegach, jakby przetrwała zbyt wiele cykli mycia w zmywarce.
„Rumianek czy mięta pieprzowa?” zapytała.
„Rumianek” – powiedziałem, zamykając laptopa. „Proszę.”
Podała mi kubek z flagą i usiadła po turecku na podłodze, opierając plecy o ramę łóżka, jakbyśmy robili to od lat.
„No więc” – powiedziała. „Powiedz mi wersję reżyserską”.
„Co?”
„Wersję rozszerzoną” – powiedziała. „Diane dała mi zwiastun. »Rodzice próbowali usunąć jej rękopis, my go uratowaliśmy, a teraz wprowadza się do ciebie«”. Tessa upiła łyk herbaty. „Chcę poznać całą historię”.
Przez chwilę patrzyłem na parę unoszącą się nad małą chorągiewką na kubku.
Potem zacząłem mówić.
O tym, jak miałam osiem lat i czytałam „Hobbita” pod kołdrą z latarką. O tym, jak tata naśladował mnie na dobranoc, o tym, jak mama wkładała zeszyty do mojej świątecznej skarpety, bo mówiła, że „zawsze mam coś do zapisania”. O tym, jak się uśmiechali, kiedy w piątej klasie oznajmiłam, że chcę zostać pisarką.
Potem nastąpiło omówienie liceum, studiów i studiów podyplomowych, kiedy „autor” powoli przesunął się od czarującego marzenia do osobistej skazy.
„Kiedyś się mną chwalili” – powiedziałam, obracając kubek w dłoniach. „Naomi to prawdziwa czytelniczka. Naomi ciągle pisze. A potem pewnego dnia coś się popsuło. Nagle zaczęłam „marnować potencjał”. Nagle czytanie stało się „ukrywaniem się przed życiem”.
„Co się stało?” zapytała Tessa.
Myślałam o niepłatnych stażach, o stanowiskach adiunkta, które nigdy nie powstały, i o rachunkach, które piętrzyły się na kuchennym blacie w ostatnim roku studiów podyplomowych.
„Pieniądze” – powiedziałam w końcu. „A raczej ich brak. Chloe zaczęła zarabiać prawdziwe pieniądze, sprzedając tusz do rzęs z kufra, i nagle jedyne, co miało jakiekolwiek znaczenie, to raporty z prowizji”. Parsknęłam śmiechem. „W kościele gadają o jej wynikach sprzedaży. Jakby była jakąś… patriotyczną bohaterką napędzającą gospodarkę”.
Mała flaga na moim kubku wpatrywała się we mnie.
„Z pieniędzmi jest tak”, powiedziała Tessa, „że ludzie sprzedadzą za nie wszystko. Nawet marzenia własnych dzieci”. Wzruszyła ramionami. „Zapytaj mnie, skąd wiem”.
„Skąd wiesz?” zapytałem.
„Mój tata spalił moje dzienniki, kiedy się ujawniłam” – powiedziała rzeczowo. „Powiedział, że nie będzie »finansował mojego stylu życia«. Wyszłam, dostałam dwie prace, sama opłacałam studia w college’u. Od tamtej pory nie wróciłam”. Uniosła kubek, mały, buntowniczy toast. „Teraz musi czasem oglądać swoją córkę, która »styl życia« czyta wiersze w radiu publicznym. W tym jest sprawiedliwość”.
Coś w mojej piersi się uspokoiło.
Może nie musisz być sam, żeby być wolnym.
„Masz prawo czuć to wszystko, wiesz” – dodała Tessa. „Złość, żal, ulgę. Nie ma właściwego sposobu na utratę rodziny, której tak naprawdę nigdy nie miałeś”.
Te słowa głęboko mnie uderzyły.
Bo tak właśnie się czułam — nie tracąc rodziny, której pragnęłam, ale w końcu uznając, jaką rodzinę naprawdę miałam.
„W zasadzie po prostu…” Szukałam odpowiedniego słowa. „Zrobione”.
„Zrobione jest dozwolone” – powiedziała Tessa.
Wypiliśmy herbatę. Miasto szumiało wokół nas. Gdzieś w dole zatrąbił raz klakson, irytujący i daleki.
Mój telefon leżący na stoliku nocnym zawibrował.
Sześć nowych SMS-ów od mamy.
Musimy porozmawiać.
Tak nie zachowuje się rodzina.
Twój ojciec jest bardzo zdenerwowany.
Zadzwoń do nas TERAZ.
Naomi, to poważna sprawa.
Ucieczka NICZEGO nie rozwiązuje.
Jedno od taty.
Zrobiliśmy dla ciebie wszystko, a ty tak nam się odwdzięczasz? Upokarzasz nas przed Chloe po tym wszystkim, co poświęciliśmy. Wracaj tu, zanim zrujnujesz sobie życie.
I jeden z nieznanego numeru.
Cześć, pani Blake! Dostałam dziś w pracy egzemplarz przedpremierowy „ Ostatniego Strażnika Smoków” . Przeczytałam go jednym tchem. Płakałam trzy razy. Dziękuję za napisanie, Lydio. Dzięki tobie poczułam się mniej samotna.
—M., Książki Powella
Wpatrywałem się w tę ostatnią wiadomość, aż słowa stały się niewyraźne.
„Źle?” zapytała Tessa.
„W większości przewidywalne” – powiedziałem. „A do tego jedno dobre”. Obróciłem ekran, żeby mogła czytać.
Uśmiechnęła się. „Wydrukuj to. Przyklej gdzieś, zobaczysz, jak inne będą głośne”.
Pomyślałam o skrzywionym magnesie na lodówce moich rodziców i o wszystkich latach, kiedy porównywałam siebie z ich wizją sukcesu.
Może nadszedł czas, żeby powiesić na ścianach inne symbole.
Tej nocy spałem lepiej niż od wielu miesięcy.
Tydzień premiery zaskoczył mnie niczym smok w swobodnym spadku.
Najpierw była ekspozycja „Wybory personelu” Barnes & Noble. Claire przysłała mi zdjęcie z centrum handlowego: stolik sięgający do pasa, nakryty granatowym obrusem, mała tekturowa tabliczka z napisem „Wybory personelu” kanciastymi białymi literami i schludna piramida moich książek na samym środku. Z pobliskiej ekspozycji patriotycznych zakładek wystawała maleńka amerykańska flaga na wykałaczce, której paski powiewały nad rogiem okładki, jakby salutowała mojemu smokowi.
Potem pojawił się artykuł na lokalnym blogu książkowym: „Epicka fantastyka lokalnego autora staje się ogólnokrajową ofertą”. Reporterka przyszła do Pearl, żeby przeprowadzić ze mną wywiad, siedząc na naszej zapadającej się kanapie z second-handu, podczas gdy Tessa udawała, że nie słucha ze swojego pokoju.
„Co twoja rodzina sądzi o twoim sukcesie?” – zapytał reporter lekkim głosem, trzymając w ręku długopis.
Pomyślałem o palcu mojego taty naciskającym przycisk „delete”.
„To skomplikowane” – powiedziałem, co było jednocześnie najbardziej niejasną i najprawdziwszą odpowiedzią.
Reporter roześmiał się uprzejmie, prawdopodobnie zakładając, że „skomplikowane” oznacza sporą dawkę dumnych łez i oprawione wycinki z gazet.
Nie poprawiałem jej.
Dziwne było to życie na podzielonym ekranie.
Z jednej strony: e-maile od mojego agenta z frazami takimi jak prawa zagraniczne i podprawne oraz zainteresowanie filmem. Rozmowy na Zoomie dotyczące ekslibrisów i kampanii przedsprzedażowych. Kalendarz wypełniony wydarzeniami w sklepach: Powell’s, Elliott Bay, The Strand.
Po drugiej stronie: milczenie moich rodziców.
Po pierwszej serii SMS-ów już do mnie nie zadzwonili. Zamiast tego zmienili strategię.
Chloe przesłała mi zrzuty ekranu z grupowego czatu rodzinnego.
MAMA: Wszyscy jesteśmy BARDZO DUMNI z Naomi. Zawsze wiedzieliśmy, że zrobi coś wyjątkowego ze swoim pisaniem.
TATA: Powiedziałem pastorowi, że jest teraz uznaną autorką. Chce, żeby o niej napisano w biuletynie.
CIOCIA LINDA: Czy nie mówiłaś, że w zeszłe święta Bożego Narodzenia musi wyjść z chmur?
MAMA: Tak właśnie robią dobrzy rodzice. Naciskaliśmy na nią, żeby była najlepsza.
CIOCIA LINDA: …Usuwając swój plik?
MAMA: To prywatna sprawa rodzinna.
Chloe dodała swój komentarz pod zrzutami ekranu.
CHLOE: Gratulacje, oficjalnie jesteś przykładem dziecka, które odniosło sukces.
Wpisałam i usunęłam trzy różne odpowiedzi.
Na koniec wysłałem emotikonę smoka.


Yo Make również polubił
Praktyczny chleb francuski
Steffi Graf oficjalnie mianowana honorową obywatelką i ambasadorką sportu Buuren
Budyń bananowy z sosem karmelowym
Przepis na lody dla psów