„Świetna robota dziś wieczorem. Sekretarka była pod wrażeniem. Stawiam ci drinka w przyszłym tygodniu”.
Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem na piśmie: „No to zaczynamy”.
Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i wyszedłem z domu rodziców. Jutro będą rozmowy, wyjaśnienia, prawdopodobnie kilka prób pojednania. Ale dziś wieczorem poczułem inny rodzaj satysfakcji. Nie zemstę, tylko prostą, głęboką przyjemność z bycia zauważonym.
To poczucie satysfakcji towarzyszyło mi aż do domu rodziców. Unosiło się nad fotelem pasażera niczym spokojna i kojąca obecność, rozpraszając typowy pooperacyjny przypływ adrenaliny. Już wcześniej radziłem sobie z napiętymi konwojami w nieprzyjaznych miastach, doświadczając mniej emocjonalnego zamętu niż to, co właśnie wydarzyło się w salonie.
W połowie drogi euforia zaczęła zanikać.
Uczucie bycia widzianym było bardzo realne. Podobnie jak ból, który się za tym krył.
Byli moi. Niedoskonali, pogardliwi, celowo ślepi – ale jednak moi. I przez lata świadomie pozwalałem im się mylić, bo to było prostsze niż walka z ich wersją rzeczywistości. Prostsze i, prawdę mówiąc, bezpieczniejsze. Nie można zawieść oczekiwań, które są już głęboko zakorzenione.
Mój telefon znów zawibrował, gdy odwróciłem się w stronę budynku. Tym razem to nie był Jerry.
Kaye.
Wpatrywałem się w jej imię na ekranie, gdy silnik pracował na biegu jałowym. Wciąż widziałem jej twarz w salonie, bladą ze wstydu, z wilgotnymi i pustymi oczami. Przez chwilę rozważałem, czy nie odpisać. Potem przypomniałem sobie wcześniejszą wiadomość głosową, w której wyrzuciła z siebie słowa „zestaw ratunkowy”, jakby miały gorzki posmak.
Pozwoliłem, aby wiadomość została przesłana na pocztę głosową.
W środku moje mieszkanie wydawało się mniejsze niż zwykle. Ściany były pokryte pamiątkami z podróży: plecionym koszykiem z Nairobi, oprawioną fotografią uliczną z Bogoty, obtłuczonym ceramicznym talerzem ze Stambułu. Moja torba ratunkowa leżała na wpół otwarta przy drzwiach, skąd pospiesznie chwyciłam swoje rzeczy. Rzuciłam kopertówkę na blat, zdjęłam sukienkę i przebrałam się w spodnie dresowe i starą koszulkę DSS.
Woda pod prysznicem była tak gorąca, że lustro zaparowało, a para otulała mnie niczym koc. Próbowałam pozbyć się zapachu spalin, napięcia i świątecznego jedzenia, ale nawet wrzątek nie był w stanie zagłuszyć głosu ojca:
Myśleliśmy, że dostarczacie zestawy posiłków.
Dlaczego pozwolili nam w to wierzyć?
Bo tego chciałeś, powiedziałem. I to była prawda. Ale to nie była cała prawda.
Prawda była o wiele bardziej złożona.
Kiedy dołączyłem do DSS, świeżo po Georgetown i FLETC, próbowałem to wyjaśnić. Siedziałem przy tym samym stole, mając dwadzieścia pięć lat, z nowiutką odznaką w torbie i głową pełną żargonu instytucjonalnego, którego jeszcze nie nauczyłem się tłumaczyć cywilom.
„To jak… Secret Service, ale dla Departamentu Stanu” – powiedziałem wtedy. „Ochraniamy dyplomatów, zabezpieczamy ambasady…”
Mój ojciec zmarszczył brwi, patrząc na swój talerz.
„Czy to trwałe?” zapytał.
„Tak. No cóż, tak trwałe jak…”
“Korzyści?”
“Tak, tato.”
“Emerytura?”
„Ostatecznie tak.”
Skinął głową, zadowolony przynajmniej z tego punktu. Moja matka natomiast wydawała się zaniepokojona.
„Całe te podróże” – mruknęła. „Żadnej stabilizacji. Jesteś świetną nauczycielką, Sonia. Wiesz, że mogłabyś zdobyć certyfikat w rok”.
Nauczanie. Życie, jakie sobie wymarzyła, odkąd skończyłam szesnaście lat, kiedy pomagałam kolegom z klasy przygotowywać się do matury z przedmiotów ścisłych w naszej kuchni. Wakacje. Zebrania rodziców z nauczycielami. Klasa z motywującymi plakatami i tablicami ogłoszeń, a nie folią spożywczą czy listami kontroli dostępu.
„Gubisz się tam” – powiedziała mi pewnego dnia podczas postoju we Frankfurcie, kiedy opowiadałem jej o ćwiczeniach w nieprzyjaznym środowisku, w których miałem wziąć udział. „Narażasz się na niebezpieczeństwo ze strony obcych”.
Stopniowo przekonywałem się, że łatwiej jest owijać w bawełnę. Mówić „bezpieczeństwo” zamiast „ocena zagrożenia”. Mówić „rozmieszczenie” zamiast „ścisła ochrona na obszarze, na którym działają komórki ekstremistów”. Z czasem określenie „rządowa misja bezpieczeństwa” najwyraźniej skrystalizowało się i przekształciło w „transport zaopatrzenia furgonetką”.
I pozwoliłabym mu to zrobić.
Po prysznicu podgrzałem w mikrofalówce resztki, których nie spróbowałem, i odsłuchałem pocztę głosową. Mama zostawiła jeszcze jedną po ostatniej rundzie wiadomości.
„Sonia, kochanie. Zadzwoń do mnie, kiedy otrzymasz tę wiadomość. Proszę.”
„Proszę” było nowe. Podobnie jak sposób, w jaki jej głos załamał się na końcu.
Mogłem oddzwonić od razu. Nie zrobiłem tego. Zamiast tego otworzyłem służbową pocztę na telefonie i szybko przejrzałem raport, który Jerry wysłał mi po incydencie w Bethesdzie: standardowy język, nic, czego nie omówiliśmy już przez telefon. Zanim w końcu położyłem się spać, była już po północy. Mój telefon wciąż leżał ekranem do dołu na stoliku nocnym.
Wiosną ubiegłego roku w Nairobi spałem, mimo że słyszałem strzały za murem otaczającym miasto.
W Bagdadzie zasnąłem w opancerzonym Suburbanie, podczas gdy inny agent wiózł nas przez ulice oświetlone ogniem smugowym.
Siedząc w moim cichym pokoju w Maryland, któremu towarzyszył jedynie szum klimatyzacji, potrzebowałem godziny, aby zasnąć.
Marzyły mi się furgonetki. Nie te czarne, opancerzone terenówki, do których byłem przyzwyczajony, ale zwykłe białe furgonetki dostawcze, które mnożyły się na podjeździe moich rodziców, aż blokowały dom, aż nikt nie mógł wjechać ani wyjechać.
Kiedy mój budzik zadzwonił o 6:00, moją pierwszą myślą było, że muszę być na uniwersytecie o 8:30 na kolejnym spotkaniu. Drugą, że prędzej czy później będę musiał stawić czoła rodzinie. Ta myśl ciążyła mi na piersi, jakbym zakładał kamizelkę kuloodporną.
Zaparzyłam kawę, związałam włosy w kok, włożyłam granatowy garnitur i białą bluzkę. Przypięłam odznakę do smyczki na szyi, wsunęłam identyfikator do wewnętrznej kieszeni kurtki i oto byłam, z powrotem w swoim dobrze znanym podwójnym życiu.
O 7:15 byłem już w samochodzie. O 7:17 telefon zadzwonił ponownie.


Yo Make również polubił
Co oznaczają czarne trójkąty między zębami? Dentysta wyjaśnia!
Czy można mieć cukrzycę, nie wiedząc o tym? Poznaj kluczowe objawy
„Ty też się zgubiłeś, proszę pana?” – zapytała dziewczynka prezesa siedzącego samotnie przy oknie lotniska. Podniósł wzrok znad telefonu, bardziej wyczerpany niż to, co ważne. Chwilę później wstał, schował telefon… A to, co zrobił, wprawiło wszystkich przy bramce w osłupienie.
Kamień wapienny w łazience – jak się go pozbyć: zastosuj ten skuteczny naturalny środek