Synowa podarowała mi rejs z nią i moim synem podczas eleganckiej kolacji, podczas której zajmowała mojego syna na parkiecie. Kelnerka wręczyła mi karteczkę z napisem: „Właśnie widziałam, jak dosypała coś do twojego drinka”. Zamieniłam szklanki i patrzyłam, jak synowa sama się upija, a nie ja. 20 minut później bełkotała bzdury, a mój syn patrzył na nią z przerażeniem, pytając, czy potrzebuje lekarza.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że przez miesiące żyłem z drapieżnikiem, który powoli, łyk po łyku niszczył mój umysł.
Jeśli to oglądasz, zasubskrybuj i daj znać, skąd oglądasz, bo ta historia jest o wiele mroczniejsza, niż myślisz, i gwarantuję, że czegoś podobnego jeszcze nie słyszałeś. Ale pozwól, że cofnę się i opowiem ci, jak do tego doszedłem, bo szczerze mówiąc, powinienem był się tego spodziewać od pierwszego dnia. Wszystkie znaki były na miejscu, pomalowane czerwonymi flagami, które wziąłem za wycieraczki.
Kiedy mój syn, Elliot, zadzwonił we wtorek wieczorem, w jego głosie słychać było podekscytowanie, którego nie słyszałam od lat. „Mamo, chcę, żebyś poznała kogoś wyjątkowego. Masz czas na kolację w ten weekend?”
Serce podskoczyło mi lekko. Nie z powodu romansu. Bóg jeden wie, że po stracie Richarda straciłam nadzieję na ponowne znalezienie miłości, ale dlatego, że Elliot od dawna nie brzmiał na naprawdę szczęśliwego. Sukces sprawił, że się odsunął. Jego firma technologiczna pochłaniała 18-godzinne dni pracy, a nasze cotygodniowe obiady stopniowo przerodziły się w comiesięczne rozmowy telefoniczne, a potem w świąteczne wizyty z niezręcznymi uściskami.
Nadszedł sobotni wieczór i spędziłam żenująco dużo czasu na wyborze odpowiedniego stroju. Nic wyszukanego. Nie chciałam, żeby wyglądało na to, że się za bardzo staram, ale wystarczająco sympatycznie, żeby zrobić dobre pierwsze wrażenie. Restauracja była jedną z tych ekskluzywnych knajpek w centrum miasta, z białymi obrusami i kelnerami, którzy szepczą. Kiedy wszedł Elliot, trzymając za rękę tę olśniewającą blondynkę, od razu zrozumiałam, dlaczego ostatnio był taki rozkojarzony.
Była tak piękna, że inne kobiety muszą się zastanawiać nad swoją szminką. Wysoka, elegancka, z idealnie ułożonymi włosami, które prawdopodobnie kosztowały więcej niż mój miesięczny budżet na zakupy spożywcze.
„Mamo, to jest Ava” – powiedział, a jego twarz rozpromieniła się w sposób, jakiego nie widziałam, odkąd miał 12 lat i dostał swój pierwszy rower.
„Pani Bennett, tyle o pani słyszałam” – powiedziała, wyciągając idealnie wypielęgnowaną dłoń. Jej uśmiech wydawał się szczery, ciepły, a uścisk zdecydowany, ale nie agresywny. „Elliot ciągle o pani mówi. Opowiedział mi wszystko o pani działalności charytatywnej i o tym, jak praktycznie zbudowała pani połowę działu dziecięcego w bibliotece”.
Naprawdę? Bo ostatnio prawie do mnie nie dzwoni. Ale jasne, zostańmy przy tej wersji wydarzeń.
Podczas kolacji Ava chłonęła każde moje słowo, jakbym szerzył mądrość z Góry Si. Komplementowała moje zabytkowe kolczyki Chanel. „Są absolutnie ponadczasowe. Skąd je wzięłaś?”. Zadawała przemyślane pytania o karierę inżynierską Richarda, a nawet chciała dowiedzieć się czegoś o mojej pracy wolontariackiej w schronisku dla zwierząt.
Kiedy wspomniałam, jak cicho zrobiło się w domu od śmierci Richarda, że czasami całymi dniami nie rozmawiałam szczerze, niemal zamarła ze współczucia. „Och, Rose, czy mogę ci mówić Rose? Nie powinnaś być tak samotna. To rozdziera serce”. Wyciągnęła rękę przez stół i ścisnęła moją dłoń, jej dotyk był ciepły i kojący.
„Elliot, nie wspominałeś o tym rejsie, który zarezerwowaliśmy na przyszły miesiąc? Tym na Karaiby?” Elliot wyglądał na szczerze zaskoczonego, z widelcem zamarłym w połowie drogi do ust. „No tak, ale myślałem, że rozmawialiśmy o tym, żeby zostać tylko we dwoje”.
„Rose powinna pojechać z nami” – entuzjazm Avy zdawał się naturalnie kipieć. „Będzie idealnie, tylko my trzy się do siebie zbliżymy. Bardzo chciałabym lepiej poznać moją przyszłą teściową. Proszę, powiedz „tak”, Rose. To by dla mnie znaczyło wszystko”.
Przyszła teściowa. Te słowa trafiły mnie prosto w pierś, w tę pustkę, która bolała mnie od śmierci Richarda. Ktoś chciał, żebym była przy nim. Ktoś planował przyszłość, w której będę obecna. Zgodziłam się, zanim Elliot zdążył się sprzeciwić. I szczerze mówiąc, zgodziłabym się na podróż na Antarktydę, gdyby oznaczało to, że znów poczuję się potrzebna.
W ciągu następnych kilku tygodni Ava i ja staliśmy się praktycznie nierozłączni, a ja zaczęłam czuć się, jakbym po raz pierwszy w życiu miała córkę. Wypady na zakupy, podczas których pytała mnie o zdanie na temat sukienek. Randki przy kawie, podczas których słuchała, jak paplam o okropnych żartach Richarda i jego obsesji na punkcie naprawiania rzeczy, które nie były zepsute. Długie lunche, podczas których namawiała mnie do zamówienia deseru i opowiadała mi historie o swojej pracy nauczycielki, które rozśmieszały mnie do łez. Była wszystkim, czego oczekiwałam od synowej. Uważna, ale nie nachalna, słodka, ale nie przesłodzona, szczerze zainteresowana moim życiem, ale nie sprawiająca wrażenia, że przeprowadza ze mną rozmowę kwalifikacyjną. A przynajmniej tak mi się zdawało. Boże, jaka ze mnie głupia.
Podczas jednej z naszych wypraw zakupowych do tego eleganckiego centrum handlowego po drugiej stronie miasta, wydawała się absolutnie zahipnotyzowana moim domem. Wpadliśmy, żebym wziął swoją dobrą kartę kredytową, a ona przechadzała się po pokojach z tym marzycielskim, niemal nabożnym wyrazem twarzy. Jej palce wodziły po marmurowych blatach w kuchni. Stała przez całą minutę, podziwiając kryształowy żyrandol, którym Richard mnie zaskoczył na naszą 20. rocznicę ślubu, i zdecydowanie za długo wpatrywała się w widok z balkonu głównej sypialni.
„Rose, to miejsce jest jak z magazynu” – westchnęła, rozsiadając się w starym skórzanym fotelu Richarda w gabinecie, jakby sprawdzała, jak się w nim czujesz. „Założę się, że budzisz się każdego ranka z poczuciem absolutnej królewskości. Światło, przestrzeń, sposób, w jaki wszystko się ze sobą łączy. Jest idealnie”.
„To tylko dom, kochanie” – powiedziałem, choć jej uznanie było pochlebne. Richard i ja mieliśmy szczęście, ale teraz jest naprawdę za duży dla mnie.
Pokręciła stanowczo głową, wciąż lustrując pokój wzrokiem, jakby zapamiętywała każdy szczegół. „Nie, to nie tylko dom. To wymarzony dom. Ktoś mógłby tu mieszkać wiecznie i nigdy nie chcieć wyjeżdżać. Nigdy nie musieć wyjeżdżać”.
Sposób, w jaki wypowiedziała te ostatnie słowa: „ nigdy nie musisz odchodzić” , wywołał u mnie dziwny dreszcz, ale zbagatelizowałem to jako entuzjazm. Może po prostu wyobrażała sobie swoją przyszłość z Elliotem, zastanawiała się nad domem, jaki mogliby kiedyś razem zbudować.
Tego samego popołudnia popełniłem, jak teraz zdaję sobie sprawę, poważny błąd. Kiedy byliśmy w domu towarowym, zostawiłem jej torebkę na kilka minut, kiedy wślizgnąłem się do toalety. Przymierzała apaszkę, rozmawiając ze sprzedawcą o tym, że jedwabne apaszki nigdy nie wychodzą z mody, i wydawało się naturalne, że poproszę ją, żeby popilnowała moich rzeczy. Kiedy wróciłem, nic nie wydawało się nie na miejscu. Mój portfel był tam, gdzie go zostawiłem. Klucze wciąż były przypięte do wewnętrznej kieszeni, a Ava była dokładnie tam, gdzie ją zostawiłem. Teraz przymierzała okulary przeciwsłoneczne, w których wyglądała jak gwiazda filmowa.
Ale teraz, myśląc o tym wszystkim, co wiem, to chyba właśnie wtedy się to zaczęło. Kiedy miała dostęp do mojej torebki, organizera na tabletki, całego mojego życia skondensowanego w tej jednej skórzanej torbie. Gotowa na lunch? – zapytała radośnie, biorąc mnie pod rękę, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami. Powinnam była być ostrożniejsza. Powinnam była zwrócić uwagę na to, że po jednej wizycie doskonale wiedziała, gdzie wszystko jest w moim domu. Powinnam była się zastanawiać, dlaczego ktoś z nauczycielską pensją może sobie pozwolić na markowe ubrania i drogie obiady. Ale byłam tak spragniona towarzystwa, tak desperacko pragnęłam znów poczuć się potrzebna i pożądana, że ignorowałam każdy instynkt, który krzyczał do mnie, żebym była ostrożna.
Nie wiedziałam, że moja spokojna emerytura wkrótce zamieni się w koszmar. A kobieta, którą zaczynałam kochać, jak córkę, której nigdy nie miałam, już planowała zniszczyć mnie od środka, starannie odmierzoną dawką.
Zamieszanie zaczęło się mniej więcej tydzień przed rejsem. Początkowo przekonywałam samą siebie, że to po prostu stres, może ekscytacja podróżą, a może naturalny niepokój związany z wiekiem i konfrontacją z faktem, że umysł może nie być już tak bystry jak kiedyś. Zaczęło się od drobiazgów, które starałam się zbyć śmiechem.
Pewnego wtorkowego poranka obudziłam się w gościnnej łazience, stojąc przed lustrem w koszuli nocnej, kompletnie zdezorientowana. Przez kilka przerażających minut nie mogłam sobie przypomnieć, czy jestem w domu, czy w jakimś pokoju hotelowym. Marmurowe płytki pod moimi bosymi stopami wydawały się obce. Odbicie wpatrujące się we mnie wyglądało jak obca osoba, a moje serce waliło o żebra jak uwięziony ptak.
„Weź się w garść, Rose” – szepnęłam do siebie, ściskając marmurowy blat, aż zbielały mi kostki. „Jesteś we własnym domu. To twoja łazienka. Mieszkasz tu od 32 lat”.
Jednak zamieszanie utrzymywało się niczym mgła, sprawiając, że wszystko wydawało się nierealne i oderwane od rzeczywistości.
Później tego samego dnia wpadłam na moją sąsiadkę Janet w sklepie spożywczym. Janet, którą znałam od czasów administracji Cartera, która przynosiła mi zapiekanki po pogrzebie Richarda i która do dziś pożyczała ode mnie nożyce do żywopłotu każdej wiosny. Stała tuż przede mną w dziale warzywnym, trzymając w ręku torbę pomarańczy i uśmiechając się ciepło. „Rose, jak się trzymasz, kochanie?”
Wpatrywałem się w jej twarz, znajomą, ale nagle bezimienną, i czułem, jak mój mózg gorączkowo poszukuje informacji, które powinny przychodzić automatycznie. Cisza przedłużała się niezręcznie, podczas gdy ona czekała na moją odpowiedź, a jej uśmiech zaczął ustępować miejsca zaniepokojeniu.
„Ja… przepraszam. Mam jeden z tych dni” – wydusiłam w końcu, wymuszając śmiech, który nawet dla mnie zabrzmiał pusto. „Wiesz, jak to jest. Dobrze się czujesz?”
W głosie Janet słychać było ten ostrożny ton, jakiego używają ludzie, gdy się martwią, ale starają się tego nie okazywać. „Wyglądasz trochę blado, po prostu zmęczona”.
Skłamałem. Bo co innego mogłem powiedzieć? Że tracę rozum w wieku 68 lat? Że nie mogę sobie przypomnieć imienia kogoś, kogo znałem od dziesięcioleci?
Kiedy podczas naszej kolejnej rozmowy telefonicznej opowiedziałam Elliotowi o tych epizodach, starałam się, aby mój głos brzmiał lekko i swobodnie, jakby były to zabawne drobne dziwactwa, a nie przerażające przebłyski czegoś, co przypominało wczesną demencję.
„To pewnie tylko stres, mamo” – powiedział. „Ale jego głos brzmiał odległy, rozproszony tym, co działo się na ekranie komputera. A może potrzebujesz wakacji. Dobrze, że płyniesz z nami na rejs. Morskie powietrze, relaks, żadnych obowiązków. Będzie idealnie”.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, usłyszałem w tle głos Avy. A potem rozmawiała przez telefon, jej ton był ciepły i uspokajający.
„Rose, kochanie, nie martw się tymi drobnymi problemami z pamięcią. Mój wujek przeszedł coś podobnego, kiedy skończył 70 lat. Po prostu wiek go dopadł. Wiesz, morskie powietrze zdziała cuda. Czasami po prostu musimy oderwać się od rutyny i pozwolić umysłowi się zrelaksować”.
Jej wujek. Wspomniała o nim tak swobodnie, jakby to była zwykła historia rodzinna. Ale coś w sposobie, w jaki to powiedziała, zaniepokoiło mnie w sposób, którego nie potrafiłem opisać.
„Co się stało z twoim wujkiem?” – zapytałem, ciekawość wzięła górę. Zapadła krótka cisza, zanim odpowiedziała.


Yo Make również polubił
Aktualne Informacje o Zdrowiu Papieża Franciszka
Krówkowa Rozkosz w Kilka Chwil – Przekładaniec Bez Pieczenia, Który Zachwyci Każde Podniebienie
Zapiekanki Farmerskie: Pyszna Propozycja na Kolację lub Przekąskę
Pyszny deser składający się tylko z 4 składników, które na pewno masz w domu