Pewnego popołudnia Carla wręczyła Olivii plik starych papierów, które wyjęła z zamkniętej szafy.
„Były przyklejone na dole” – powiedziała Carla. „Wyglądają jak stare rejestry darowizn, może dokumenty historyczne. Pomyślałam, że może cię to zainteresować”.
Olivia przyniosła je do zakurzonego stołu i przekartkowała. Listy, rachunki, odręczne notatki sprzed dekad. To było jak czytanie pamiętnika całego miasta.
Ben podszedł, ocierając czoło. „Co się stało?”
„Duchy” – powiedziała Olivia, stukając w papiery. „Te dobre”.
Ben uśmiechnął się, a potem nachylił się tak blisko, że Olivia poczuła zapach trocin na jego koszuli. „Myślałem o zorganizowaniu małej wystawy o historii biblioteki. Mógłbyś mi pomóc? Jesteś idealną osobą do tego”.
Serce Olivii waliło jak młotem. „Tak” – powiedziała trochę za szybko. „Chciałabym”.
Pracowali ramię w ramię: Ben tworzył nowe ramki, a Olivia pisała podpisy, starając się uchwycić istotę rzeczy w kilku linijkach, nie sprawiając wrażenia wykładu. Czasami Ben czytał to, co napisała, i nucił w zamyśleniu.
„Sprawiasz wrażenie, że sprawy mają znaczenie” – powiedział.
„Mają znaczenie” – odpowiedziała Olivia.
Spojrzał na nią ciepło. „Widzisz? Dlatego cię o to zapytałem”.
Praca dała im pretekst do zbliżenia się do siebie bez konieczności definiowania, co ta bliskość oznacza. Jedli razem lunch, siedząc na schodach biblioteki, z kanapkami zawiniętymi w papier. Rozmawiali o książkach, absurdach dorosłego życia i odmiennych doznaniach cielesnych w wieku czterdziestu lat w porównaniu z dwudziestoma pięcioma.
Pewnego popołudnia deszcz nagle zaczął padać, zacinając w chodnik. Pracownicy pobiegli szukać schronienia. Ben i Olivia znaleźli się pod markizą biblioteki, ramię w ramię, obserwując ulicę zdobiącą się kroplami deszczu.
„To jak tamtego dnia w księgarni” – powiedział zamyślony Ben.
Olivia się uśmiechnęła. „Tylko że teraz jesteś pokryty pyłem gipsowym”.
„I nie udajesz, że nikogo nie potrzebujesz” – powiedział cicho Ben.
Uśmiech Olivii zniknął. Deszcz utworzył zasłonę między nimi a światem. Jej serce waliło jak młotem.
Ben spojrzał na nią, a potem odwrócił wzrok, jakby dając jej możliwość zaprzeczenia. „Przepraszam” – mruknął. „To było…”
„To była prawda” – powiedziała Olivia, sama zaskoczona.
Spojrzenie Bena znów na nią spoczęło, powoli i ostrożnie.
Olivia sapnęła. Czuła, że coś się zaraz zmieni.
Samochód wjechał w kałużę, rozchlapując wodę na krajobraz i niszcząc tę chwilę. Ben odetchnął, niemal rozbawiony tym, jak łatwo świat zakłócił tę chwilę.
„Czy później napijemy się kawy?” zapytał celowo swobodnym tonem.
Olivia skinęła głową. „Tak. Chcę tego.”
Poszli do kawiarni na Main Street, tej z niedopasowanymi krzesłami i menu na tablicy, którego pisownia ciągle się zmieniała. Usiedli w narożnej kabinie, a z ich kubków unosiła się para.
Olivia patrzyła, jak Ben roztargniony miesza kawę, a łyżeczka stuka o ceramikę.
„Czy mogę zadać ci pytanie?” zapytała.
Ben podniósł wzrok. „Zawsze”.
„Dlaczego nigdy do mnie nie zadzwoniłeś?” – zapytała. „Kiedy mieszkaliśmy w mieście. Byliśmy w tym samym miejscu przez lata. A jednak…”
Wyraz twarzy Bena zmienił się, przybierając ton jednocześnie czuły i pełen żalu. „Myślałem o tym” – przyznał. „Niezliczoną ilość razy”.
„Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?”
Ben odłożył łyżkę. „Bo nie chciałem wejść do twojego życia i zobaczyć, że jesteś szczęśliwa beze mnie”.
Olivia mrugnęła. „No cóż…”
„Wiem, że to brzmi samolubnie” – kontynuował szybko, a jego policzki pokryły się rumieńcem. „Ale wciąż wyobrażałem sobie ciebie z kimś, z karierą, z życiem, a ja dzwonię do ciebie jak jakiś duch z podstawówki. Nie chciałem być… przeszkodą”.
Olivia poczuła ucisk w piersi. „Nie mogłeś.”
Ben spuścił wzrok. „Nie jestem tak odważny, jak ludzie sobie wyobrażają” – powiedział cicho. „Mogę pójść na plac budowy i kłócić się z wykonawcą dwa razy większym ode mnie, ale nie mogę…” Urwał, przełykając ślinę. „Nie zniósłbym odrzucenia przez kogoś, na kim mi zależy”.
Olivia spojrzała na niego, widząc chłopca z zakładkami i mężczyznę, który nadal drżał, gdy był zdenerwowany.
„Cóż” – powiedziała cicho – „miałam już dość odrzuceń za nas oboje”.
Potem spojrzał w górę, a jego oczy były czerwone. „Wiem”.
Atmosfera między nimi była przesycona wyczuwalnym napięciem, nie iskier, lecz szczerości. Olivia mocniej ścisnęła kubek w dłoniach.
„Boję się” – przyznała.
Wyraz twarzy Bena złagodniał. „Co?”
„Znowu czegoś pragnąć” – powiedziała. „Pozwolić sobie uwierzyć, że mogę posiadać coś pięknego i nie stracić tego”.
Ben skinął powoli głową, jakby rozumiał wszystko dogłębnie. „Ja też”.
Pozostali tam, siedząc w milczeniu, pozwalając strachowi istnieć, nie pozwalając mu zwyciężyć.
Wraz z nadejściem jesieni matka Olivii zaczęła częściej odwiedzać dom Bena. Początkowo Olivia myślała, że to po prostu kwestia uprzejmości: matka sprawdzała, co u niej, krążąc wokół niej z troską kryjącą się pod maską krytyki.
Ale pewnego wieczoru, gdy Ben był na górze i pomagał Eleanor przygotować się do snu, Olivia zastała swoją matkę w kuchni, badającą drzwi aneksu.
„Naprawdę tu mieszkasz” – powiedziała jego matka.
Olivia się przygotowała. „Tak.”
Jej matka westchnęła. „Ludzie gadają”.
Olivia zacisnęła szczękę. „Wiem”.
Matka spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. „Nie mówię tego, żeby cię zawstydzić” – powiedziała cicho. „Mówię to, bo pamiętam, jak to jest mieszkać w mieście, które uważa, że jest właścicielem twojej historii”.
Olivia zamrugała ze zdziwienia.
Jej matka położyła ręce na blacie. „Twój ojciec i ja… nie zawsze byliśmy stabilni” – przyznała. „Wiele ukrywaliśmy. Myśleliśmy, że jeśli będziemy to wystarczająco dobrze ukrywać, to nie będzie to prawdą”.


Yo Make również polubił
12 rzeczy, które się dzieją, gdy palisz liść laurowy w domu każdej nocy
Jak dbać o starzejącą się skórę
Praktyczny chleb francuski
Dlaczego warto położyć przekrojoną cytrynę przy łóżku?